poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 6



-Severusie, jak możesz coś takiego robić?! Draco jest jeszcze niepełnoletni! A w dodatku jest twoim uczniem! Gdyby tylko Dumbledore się o tym dowiedział… -Harry bez problemu domyślił się, o czym mówi Lupin. Tylko skąd o tym wie? Snape mu powiedział? Bzdura, pewnie Malfoy się wygadał…
-I co z tego?! Będę robił, co tylko zechcę! I ty mnie nie powstrzymasz!
-Jesteś potworem, wiesz?! Nie masz w ogóle żadnych uczuć! Nie rozumiesz, że krzywdzisz tego chłopaka?! A on teraz chce tak samo zranić Harry’ego! Będzie go uwodził, wykorzystywał… a kiedy mu się znudzi, zostawi go! Jestem tego pewien!
-Uwiedzie, wykorzysta, zostawi?! Wiesz wydaje mi się, że znam podobną historię! Ach, no tak przecież to moje wspomnienia! Tylko, że jeden szczegół się nie zgadza. Nade mną znęcało się aż trzech idiotów! Och, jesteś zdziwiony Remusie?! Myślałeś, nigdy nie poruszę tego tematu?!
Harry, nie rozumiał, a raczej nie chciał rozumieć o czym mówi Snape. Jednak  nie potrafił długo wmawiać sobie, że nie wie, o co może chodzić. Nie był z stanie przyjąć do świadomości, że jego ojciec, Syriusz i Remus mogliby… Nie, to niemożliwe! Oni na pewno nie byliby do tego zdolni!
Zdał sobie sprawę, że nie słyszy już dokładnie rozmowy, tylko jakieś niewyraźne szepty. Zszedł ostrożnie i po cichu schodami. Następnie ukrył się za rogiem ściany, aby go nie zobaczyli. Teraz już dobrze wszystko słyszał…
-I co z tego, że byliście młodzi? To nie tłumaczy tego wszystkiego, co mi zrobiliście… - tej odmiany głosu Mistrza Eliksirów jeszcze nie słyszał. Był… łamiący się, jakby mężczyzna miał za chwile się rozpłakać.
-Severusie, przepraszam cię… Uwierz mi, że ja nie chciałem…
-Przepraszasz? Nie chciałeś? Nie śmiesz mnie… Nie rozumiesz, że zniszczyliście mi życie?!
-Severusie, uspokój się…
-Nie dotykaj mnie! Nie pozwalam! Już nigdy nie pozwolę! Pamiętasz to Remusie?! Czekaj, jak to było… Trzymajcie go mocniej! Za bardzo się wierci! Syriuszu, rozchyl mu bardziej te nogi! Chłopaki , patrzcie na niego! Jak żałośnie teraz wygląda! Oj, biedny Smarkerus… Mogłeś nie być taki naiwny…
Głosy ucichły. Było słychać tylko cichy płacz. Tak, Snape płakał. To było takie nierealne. To wszystko było nierealne. Nagle Harry usłyszał kroki. Nie zdążył się schować. Snape wychodząc z kuchni zauważył go. Chyba nie wiedział co zrobić, był strasznie zmieszany. Jego zapłakana twarz była naprawdę dziwnym widokiem.
-Zabiję cię Potter…- powiedział cicho, łamiącym się głosem. Poszedł dalej korytarzem i opuścił dom, trzaskając za sobą drzwiami.
Harry nie wiedział co zrobić. Naprawdę nie wiedział. Poczuł nienawiść do całego świata i wszystkich ludzi. Właśnie dowiedział się okropnych rzeczy o osobach, którzy byli dla niego autorytetami. Z Lupina nie brał przykładu, ale jego ojciec i Syriusz uważał za ideałów, którzy byli zawsze dobrzy, uczciwi i mądrzy. Teraz czuł do nich obrzydzenie. Jak oni mogli?! Przecież Snape nic im nie zrobił. Wtedy na pewno nie był taki wredny i złośliwy. Stał się taki przez nich, przez to, co mu zrobili.
Wstał, wszedł do kuchni z nastawieniem, że zaraz zabije tego wilkołaka. Spojrzał na mężczyznę i zdziwił się. Lupin… płakał. Ale dlaczego? Przecież nikt go skrzywdził. To on skrzywdził kogoś.
-Wszystko słyszałem. Nie rozumiem jak mogłeś coś takiego zrobić. Jak mogłeś go tak bardzo skrzywdzić …-powiedział cicho, z żalem. Nie potrafił krzyczeć na osobę, która płacze.
-Harry… Ja… Nie wiem… Ale bardzo tego żałuje- wytarł łzy ze swoich policzków i spojrzał chłopakowi w oczy. -Proszę cię, nie bądź na mnie zły. Nie powinniśmy się kłócić. Myślę, że teraz nie potrzebujesz wrogów, ale przyjaciół. Zostawmy temat Snape’a. Teraz chyba mamy coś ważniejszego do omówienia -wilkołak usiadł na krześle przy stole i ręką wskazał na krzesło obok. -Usiądź…
Faktycznie. Lupin ma racje. Snape przecież nie jest dla Harry’ego nikim ważnym. Ma dość swoich problemów, żeby przejmować się innymi. blondyn znowu zaczął się do niego zbliżać …
- Malfoy przestań ! i wynoś się natychmiast z mojego pokoju ! – powiedział ze złością Harry – a w ogóle najlepiej by było gdybyś się o de mnie wyprowadził!
- Naprawdę tego chcesz Potter ? Bo zdaje mi się , że nie bardzo , widząc po twojej minie sugerowałbym bierz mnie tu zaraz na tym biurku – zażartował Blondyn . Widząc minę Harry’ego natychmiast wyszedł z jego pokoju .
***

Harry cały wieczór spędził na myśleniu jak to teraz będzie w Hogwarcie . On i Malfoy … Ale przecież to niedorzeczne wmawiał sobie cały czas . Chociaż sam nie mógł już się oszukiwać . Lupin miał rację Draco go uwiódł tylko na jak długo ? Ciekawe co o tym pomyśli sobie Ron i Hermina pewnie mnie znienawidzą myślał gorączkowo Harry . Nie mógł znieść myśli , że nie będzie się dalej z nimi przyjaźnić . Przecież tyle razem przeszli a taki Malfoy im to zepsuje .

Harry położył się spać . Ty razem nie śnił mu się Voldemort , ani śmierć Syriusza . Śnił mu się Po prostu Malfoy . Chwila w której mówi przyjaciołom , że chodzi ze ślizgonem . Na początku oczywiście nikt mu nie dowierza , ale po chwili gdy podchodzi blondyn  daje mu całusa na przywitanie wszyscy odwracają się do niego nawet jego najlepsi przyjaciele Ron i Hermina .
Harry obudził z koszmaru usiadł przetarł oczy i założył okulary . Wtem Niebieskooki wszedł do jego pokoju :

- Ty też nie możesz spać po nocach Potter ? – zapytał podejrzliwie Draco
- A co cię to obchodzi . Czy śpię czy nie śpię to mój problem nie twój nie masz się  w co mieszać !
- Ja tylko pytam –odparł z oburzeniem ślizgon .
- Dobra spadaj Malfoy ja chcę spać
- Ale żebyś tego nie żałował skarbie – powiedział z nutką kpiny ślizgom i pocałował go w policzek .
***
Harry obudził się rano bardzo wcześnie . Zdziwiło go to , że jest tak cicho . Ubrał się i zeszedł do Kuchni . Tam czekali już na niego Lupin i Draco . Przywitał się i usiadł koło blondyna . Bardzo dziwnie czuł się spędzając czas razem z Malfoyem i Lupinem na raz ale cuż poradzić jedna kuchnia .
- Harry jakie masz plany na dzisiaj ? – zapytał go wilkołak
- myślałem o skończeniu pracy domowej – odpowiedział aca domowa , która pewnie była by już zrobiona gdyby nie to , że przerwał ją dzwonek do drzwi . Właśnie wtedy kiedy przyjechał Malfoy
- A więc tak mnie dzisiaj nie będzie aż do wieczora . Chłopcy macie niczego nie zmalować pod moją nie obecność ! Słyszycie ?!  Najlepiej rozejść się do swoich pokoi !

Lupin bał się zostawić samego Bruneta z Draconem . Bał się , że znowu zbliżą się do siebie podczas jego nie obecności . Ostatnim razem jak go nie było zastał ich obściskujących na stole w jadalni . I na dodatek spuszczone spodnie Harry’ego do kolan co jeszcze bardziej go przeraziło . Więc wolałby wziąć ze sobą jednego z chłopców a jednakże , że musi coś ważnego załatwić musiał pojechać sam .

Harry spędził cały ranek na odrabianiu pracy domowej . Gdy w końcu się z  nią uporał minęło kilka godzin i Remus zdążył już wyjechać . A Harry tak bardzo pragnął pojechać z nim . nie chciał spędzić całego dnia z Ślizgonem sam na sam . Jak na razie i tk było dobrze niebieskooki nie wychodził ze swojego pokoju więc wszystko układało się po jego myśli .
Wtem przypomniał sobie o swoich przyjaciołach , którzy spędzają teraz razem wakacje w Norze . A on sam musie tolerować Malfoya i częste wizyty Snape . Ciągle zamknięty w czterech ścianach rozmyślając o tym jakby to było gdyby pojechał w te wakacje do Nory .
Wpadł na omysł , że napisze do Rona i Hermiony . Stanąwszy wziął pióro i pergamin .
Najpierw trudno przychodziło mu do głowy co ma pisać. Przecież nie mógł się przyznać im do tego c , zaszło między nim a Ślizgonem . W końcu sklecił kilka zdań i przywiązał zwinięty list do nóżki Hedwigi .

Drodzy Ronie i Hermiono !

U mnie wszystko dobrze z wyjątkiem
Malfoya , który wprowadził się do mnie na jakiś czas !
Mam nadzieję , że u Was wszystko dobrze ?

Pozdrawiam Harry !

***

Minęło Południe a Sówka jeszcze nie wróciła , Lupina też jeszcze nie było . Ciekawe czy Ślizgom jest w domu . A zresztą co mnie to obchodzi –pomyślał . Sam nie wiedział dla czego ale czekał tylko aż Malfoy wejdzie z głupim uśmieszkiem do jego pokoju . Ale po następnych dwóch godzinach Ślizgom nie dawał znaku życia n co bardzo go zaniepokoiło . Postanowił pójść i sprawdzić co on robi . Wyszedł z pokoju , szedł po cichu żeby blondyn go nie usłyszał , że zakrada się od jego drzwi . Podłoga strasznie skrzypiała więc Harry starał iść się delikatnie . Gdy doszedł do drzwi pokoju Ślizgona usłyszał ciche pojękiwanie . Jak pomyślał , że Malfoy i Snape właśnie to robią zrobiło mu się niedobrze i poczuł się troszkę zazdrosny o blondyna . Był za bardzo ciekawy co się tam może dziać . Severus znowu go wykorzystuje ? Czy Malfoy sam na to pozwala ?! Coraz to głośniejsze hałasy zza drzwi doprowadzały go do szału był tak zazdrosny . Nie myślał o niczym innym jak wejść do pokoju . Aż w końcu pojękiwania ucichły i zapukał .

Otwarte możesz wejść – usłyszał głos niebieskookiego .

Po czym od razu bez wahania wszedł do środka i ujrzał blondyna siedzącego na blacie biurka i Snape , który ubierał spodnie .

- Malfoy co to ma znaczyć  ?! – zapytał z oburzeniem szarooki

- O co ci chodzi Potter ? zapytał kpiąco blondyn – Tak nasz nauczyciel i ja jakbyś nie wiedział właśnie odbyliśmy stosunek . Przeszkadza ci coś w tym – odparł blondyn

Harry nie mógł dać znać po sobie , że jest zazdrosny . I , że zarumienił się na widok gołej klaty blondyna . Dało bym tu to do zrozumienia , że zależy mu na nim czy coś w tym stylu .
Dziwiło go jednak , że Draco nigdy nie opierał się Snape’owi . Robił to z chęcią nie , że Severus go namawiał teraz był już tego pewny . Lupin miał rację co do Ślizgona , żę chciał się tylko nim pobawić . Ale po co zadał sobie w duszy to pytanie ?!

- Malfoy odstawiasz prze de mną jakieś szopki , na temat tego , że on cię wykorzystuję . A jak teraz widzę to wcale ci to nie przeszkadza ! – odparł Harry

- Powiedział co wiedział i na tyle było go stać – zakpił nauczyciel eliksirów . – Masz coś do powiedzenia jeszcze Potter ! jasne , że Draco mi się nie opiera a jakże by mógł – zakpił Snape

- Zawsze Cię podziwiałem Severusie – odparł Draco – ale zostaw nas samych muszę wyjaśnić coś Potterowi !
Snape ubrał się do końca i wyszedł z pokoju . Harry bał się co usłyszy od Ślizgona . Przerażała go ta prawda , którą zaraz miał usłyszeć . Draco stanął i podszedł do niego .
Podchodził powoli jakby dwał czas Harry’emu żeby powiedział mu odejdź o de mnie Alenie tym razem . Bliznowaty stał równo na nogach i milczał . A w jego głowie zamęt , panika co się zaraz stanie co Ślizgom chce mu powiedzieć ?! Podszedł  w końcu do Gryffona wziął go za rękę zeszli razem do pokoju bruneta . Gdy już tam dotarli usiedli na sofie .
- To co chciałeś mi powiedzieć Malfoy – zapytał Szarooki
- Potter chciałem ci tylko wyjaśnić dla czego to robię . Snape stara się wyciągnąć mojego ojca z Askabanu i w taki sposób mam mu się odwdzięczać . Nie myśl mnie ze Severusem nic nie łączy ! Gdy mój ojciec wyjdzie z celi i dowie się o wszystkim to się z nim rozprawi a teraz dopóki go nie ma muszę odbywać stosunki z naszym mistrzem eliksirów – odparł Blondyn

- I ja ci mam niby uwierzyć – zapytał z kpiną Harry

- Potter mówię ci to bo ci ufam ! Rozumiesz czy mam ci to jeszcze raz  wyjaśnić ? – odchrząknął i zaczął mówić dalej – Jak mój ojciec wyjdzie z Askabanu będę mógł zacząć od nowa , wszystko się wtedy zmieni . – rzekł niebieskooki

I jak myślisz zacząć żyć od nowa ? – zapytał brunet – prawda i tak kiedyś wyjdzie na jaw
Wtem obydwaj usłyszeli kogoś idącego . A był to Snape . Powoli zbliżałsię do pokoju Harry’ego .
- Potter ja nie chcę – wymamrotał przez zęby

Szarooki pomyślał już nie raz to robiłem . A po za tym Snape myśli , że ja jestem z Malfoyem więc wszystko mi jedno . Popchnął Ślizgona , że ten upadł na sofę . Położył się n nim i zaczął namiętnie go całować /. Blondyn bez wahania zaczął odwzajemniać pocałunki . Harry poczuł , że Ślizgom zaczął zdejmować mu koszulkę . Przestał się opierać . nagle drzwi zaskrzypiał i do pokoju weszli …






Rozdział 5



 Czarna koszulka i jasne spodnie czy żółta koszulka i czarne spodnie? Hmm… Ciężki wybór.
-A może… Zaraz, gdzie ona może być…? -Harry zaczął ponownie grzebać w swojej szafie. -Jest!
Wyciągnął z uśmiechem na ustach różowy T-shirt. Jeszcze nigdy go nie zakładał, bo wyglądał w nim jak… no właśnie, pedał. Więc dlaczego teraz chce go założyć? Nie mógł uwierzyć, ale kiedy tylko wstał ubzdurał sobie, że musi dzisiaj cudownie wyglądać. Dlaczego? Ponieważ… Właściwie nie potrafił tego zrozumieć. Z jednej strony był wściekły na siebie, za to, co wczoraj wyczyniał z Malfoy’em… Ale z drugiej strony… nareszcie spróbował czegoś zupełnie innego. W końcu przestał myśleć tylko o problemach i okropnych rzeczach, które go spotkały. Czuł się beztroski, szczęśliwy… Czyżby się  zakochał? Ta myśl trochę  go przeraziła. Czy to możliwe, żeby zakochał się w chłopaku? W Malfoy’u? W tym paskudnym ślizgonie? W sumie Draco nie był taki najgorszy… Przystojny, wysportowany, mądry. No i w ogóle miał w sobie ‘to coś’. Nie miał pojęcia co, ale spostrzegł to dopiero przez ostatnie wydarzenia. Nie mógł przecież przestać myśleć o ślizgonie, a to nie jest normalne… Mimo wszystko jak mógłby wyglądać ich związek? Romantyczne spacery, kolacje przy świecach, mnóstwo czułych słówek? Ale czy Malfoy jest do czegoś takiego zdolny? I czy w ogóle on, Harry Potter, potrafiłby być taki czuły i romantyczny…? Nawet jeśli, to… co by powiedzieli Ron i Hermiona? I inni gryfoni? W ogóle cała szkoła? Takiego czegoś nie dałoby się ukryć. Wszyscy by się dowiedzieli… To byłby koszmar…
Nie! Musi natychmiast wybić sobie z głowy te głupoty. Nie jest przecież gejem! Jest normalnym nastolatkiem! Tak, i w tym roku na pewno znajdzie sobie dziewczynę i będzie z nią szczęśliwy!
Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
-Proszę -powiedział bez zastanowienia.
W drzwiach ukazał się przystojny blondyn o cudownych szarych oczach. Miał na sobie obcisłe czarne spodnie i tak samo obcisłą koszulkę w tym samym kolorze. Och… On jest taki… idealny… Nie! Nie wolno mu tak myśleć! Malfoy jest wstrętny! Tak! Ale… po co ma samego siebie okłamywać…?
-Potter, kontaktujesz? - głos blondyna wyrwał go z zadumy.
Zorientował się, że cały czas gapił się tępo na Dracona… W dodatku… Cholera! Przecież jest w samych bokserkach! I… zaraz, przecież jeszcze przed chwilą trzymał ręku ten różowy T-shirt. Jest, leży na podłodze obok jego stóp… W takim razie nawet nie zauważył kiedy wyślizgnął mu się z dłoni.
Poukładał sobie to wszystko w głowie i stwierdził, że to wszystko musi naprawdę głupio wyglądać  z perspektywy Malfoy’a. Poczuł, że się rumieni, ale nie delikatnie, bo policzki naprawdę go piekły.
-Och widzę, że usiłujesz się ubrać -powiedział szarooki z trochę złośliwym uśmieszkiem. -Cóż pomogę ci…
Ślizgon zaczął przekopywać jego ubrania z zniesmaczona miną.
-Skąd ty wziąłeś te szmaty, Potter? - mruknął pod nosem.
Harry nie wiedział co ma zrobić, więc przyglądał się uważnie Draconowi. Miał w głowie pustkę. Nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
Po chwili blondyn wyciągnął z szafy obcisłe czarne spodnie. Hermiona mówiła mu, że takie spodnie to rurki. Głupia nazwa… Mówiła też żeby lepiej ich zakładał, ponieważ chłopcy rzadko w takich chodzą…
-Te spodnie i… -podszedł do gryfona i podniósł różową koszulkę. - …to. Uwierz mi, że będziesz dobrze wyglądał -powiedział z uśmiechem.
Odłożył ubranie na krzesło stojące w rogu pokoju. Harry myślał, że będzie kazał mu się ubrać, ale… Nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, więc trochę się niepokoił.
-Uważam jednak, że lepiej wyglądasz w obecnym stroju - wyszeptał blondyn powoli do niego podchodząc. Miał wrażenie, że zaraz może stać się coś, czego by nie chciał. Był coraz bliżej i bliżej…
Kiedy poczuł jego chłodne na swojej nagiej klatce piersiowej, aż drgnął, ponieważ nikt jeszcze nie dotykał w taki sposób…  Palce chłopaka zaczęły ostrożnie przesuwać się po jego ciele w stronę brzucha, a potem znowu w górę. Harry patrzył na ścianę, ponieważ nie potrafił spojrzeć na Malfoya.
Powinien stąd uciec! I to jak najszybciej!
-Potter, spójrz na mnie… -wyszeptał mu do ucha.
Brunet nie potrafił się powstrzymać. Spojrzał prosto w szare oczy ślizgona. Ich twarze znalazły się tak blisko siebie, że nosy prawie się stykały. Nie minęło kilka sekund, a Draco przylgnął wargami do jego warg. Harry czuł, że umie się temu opierać. Serce zaczęło mu bić nienaturalnie szybko, a oddech stał się nierówny. Cóż… Musi  spojrzeć prawdzie w oczy. Pragnie Malfoya i to bardzo…
Gryfon oplótł rękami szyję Dracona i zaczął odwzajemniać  pocałunki. Ręce szarookiego cały czas błądziły to po brzuchu, to po jego klatce piersiowej. Harry w tej chwili miał gdzieś to wszystko co wcześniej postanowił. Nie sobie inni myślą, co chcą, bo… och! Wszystkie myśli uleciały z jego głowy, kiedy poczuł jak Draco wsuwa swój wilgotny i gorący język głęboko do jego ust. Był tak zszokowany tym doznaniem, że nawet nie zauważył, że blondyn zaczął go delikatnie popychać w stronę łóżka. Zanim odzyskał świadomość, leżał na pościeli , a Draco klęczał między jego nogami.
Poczuł się naprawdę niepewnie. Co ślizgon zamierza teraz zrobić? Sądząc po jego delikatnym, ale jednak złośliwym uśmieszku, może mu to się nie spodobać.
Z niedowierzaniem obserwował jak szarooki ściąga z siebie koszulkę, rozpina spodnie i zsuwa je aż do kolan. Miał wrażenie, że to wszystko sen. Ale dobry czy zły? Hmm… Niby właśnie tego chciał… Chciał jego bliskości… czułości… Ale coś tu było nie tak. Nie był do końca szczęśliwy. Czegoś mu brakowało. Tylko czego? Miłości…? Ale czy w ogóle miłość istnieje? Może i istnieje, ale w tej  chwili jej nie czuł. On przecież nie kochał Dracona. Po prostu się  w nim zauroczył. W takim razie…
Och! Znowu to samo! Znowu nowe, zupełnie inne odczucie. Malfoy przylgnął swoim prawie nagim ciałem do jego ciała, napierając na niego swoim ciężarem. Zanim zdążył  się do tego przyzwyczaić poczuł język blondyna na swojej klatce piersiowej, który pozostawiał po sobie mokre ślady niczym ślimak.
Jęknął dość głośno ponieważ nie mógł już się powstrzymać. Leżał bezczynnie, poddając się pieszczotom, ponieważ nic innego nie potrafił zrobić. To było takie cudowne. Jeszcze nigdy tak się nie czuł. Nie wiedział, że można odczuwać tyle emocji w jednej chwili. Był jednocześnie szczęśliwy i zły na siebie, trochę smutny i… właściwie nie wiedział co jeszcze czuje. To chyba… pożądanie. Głównie nim się kierował. Właściwie tylko nim. Myśli, żeby stąd jak najszybciej uciec, wyrwać się Malfoyowi, zakończyć to wszystko… bardzo szybko wyparowywały mu z głowy. Liczył się tylko dotyk języka szarookiego na jego skórze.
Nagle wydał z siebie dziwny odgłos. Coś pomiędzy piskiem a głośnym, ale krótkim jękiem. Blondyn zahaczył językiem o jego sutek. Harry nie miał pojęcia, że to może być tak przyjemne. W dodatku on zrobił to jeszcze raz… i jeszcze raz… Miał wrażenie, że zaraz oszaleje z podniecenia. Przyjemne dreszcze podrygiwały całym jego ciałem. Och, to za dużo… Zdecydowanie za dużo…
-Malfoy… Nie rób mi tak… Proszę - powiedział między jękami i lekkim dyszeniem. Jednak ślizgon zdawał się tego nie usłyszeć. Albo udawał, że nie słyszy.
-Malfoy… -nie dokończył, ponieważ nie był w tym momencie wydusić z siebie ani słowa. Zęby blondyna delikatnie zacisnęły się na jego sutku. Nie potrafił nic zrobić. Nie miał pojęcia, że można umierać z przyjemności.
Odpłynął… Po prostu się poddał. Nie miał siły dalej  opierać się chłopakowi. Zamknął oczy  i skupiał się na każdej pieszczocie, która była na nim stosowana. Cały czas czuł gorący język ślizgona, coraz niżej i niżej… W tym momencie gdzieś w okolicach pępka. Miał wrażenie, że blondyn chce smakować jego ciała, każdego jego fragmentu. Nie zamierzał otwierać oczu. Czuł się tak wspaniale… Nie trwało to jednak długo.
Zszokowany otworzył oczy z głośnym krzykiem. On… ręka Dracona… dotykał go… o Merlinie… TAM! Potrzebował kilku sekund, żeby zrozumieć, co się właśnie dzieje. Spojrzał szeroko otwartymi oczami na Malfoya, który z zapałem masował go przez bokserki. Obserwował z przerażeniem jak powoli  wsuwa dłoń pod materiał. I… Boże! Palce mocno zacisnęły się na jego członku i powoli zaczęły się przesuwać… w górę… i w dół…
Nie. Nie. NIE!!
Harry poczuł w sobie ogromną siłę. Nie chciał tego. Naprawdę tego nie chciał. Dopiero teraz to sobie uświadomił. Musi stąd uciec!
Zepchnął z siebie blondyna najmocniej jak potrafił. W rezultacie szarooki spadł na podłogę, chyba krzycząc coś w rodzaju : „-Ała, moja noga!”. Ale brunet w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Priorytetem była ucieczka, tak, natychmiastowa ucieczka.
Zszedł, a właściwie zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju na korytarz. Już wiedział gdzie się schowa. Wbiegł po schodach piętro wyżej i otworzył drzwi od pokoju, do którego nikt już dawno nie wchodził. Nazywał to pomieszczenie „graciarnią” , ponieważ wszystkie rzeczy, które nie zostały wyrzucone, a nie są w ogóle potrzebne, znajdują się właśnie tu. Wszędzie był brud i kurz, jednak jemu nie przeszkadzało. Chciał być po prostu sam…
Zamknął drzwi na klucz, więc miał pewność, że nikt tu nie wejdzie. Usiadł na jakimś starym, brudnym fotelu i tępo patrzył w ciemność. Był tak wystraszony,  że jego podniecenie dawno opadło.
Nie rozumiał tego, co się przed chwilą stało. Dlaczego? Dlaczego to zrobił, a właściwie dlaczego pozwolił, żeby Malfoy mu to zrobił? Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo się upokorzył. Co teraz będzie? Merlinie, w co on się wpakował…?
Po jego policzku popłynęła łza… i następna… i kolejne… Czuł się strasznie rozbity. Obwiniał się za swoją ogromną głupotę. Jednak teraz już za późno. Pójście we wrześniu do Hogwartu było dla niego czymś nierealnym. Pff… on nawet nie wyobrażał sobie, że może wyjść z tej „ciemni”. Już nigdy nie będzie mógł spojrzeć na Dracona. Po prostu nie da rady. Na nikogo nie będzie mógł spojrzeć. Czuł, że wrażenie, że jest brudnym śmieciem nie minie mu.
W tym momencie coś w nim pękło. Jakaś bariera, granica. Zaczął płakać, ale tak zwyczajnie. Krzyczał i wył z powodu wewnętrznego bólu. Nie potrafił go znieść. Miał wrażenie, że coś rozrywa jego duszę na kawałki. Zniszczył wszystko. Całe swoje życie. Został wykorzystany przez swojego największego szkolnego wroga. Jedyną mądrą rzeczą, którą zrobił było to, że stamtąd uciekł… Nie wiadomo co by się mogło stać, gdyby tego nie zrobił.
Przez  długi czas szlochał, siedząc bezczynnie. Nie widział już żadnych powodów do kontynuowania swojego życia. Nie chciał pocieszenia, współczucia, a nawet czyjegokolwiek towarzystwa. Po prostu nie chciał niczego, może poza cofnięciem czasu.
Nawet nie wiedział kiedy jego powieki mimowolnie się zamknęły. Był tak wykończony psychicznie i mimo tego, że jest dopiero ranek, zasnął.

***
-Jak mogłeś to zrobić?! - ze snu wyrwały go krzyki. Nie miał pojęcia skąd dokładnie pochodzą, jednak na pewno osoba lub osoby, które się tak głośno zachowują, są w tym domu.
-Do cholery jasnej! Mam to gdzieś, że mnie przepraszasz! Kolejny raz udowodniłeś, że jesteś beznadziejny! -znów usłyszał ten sam męski głos. Zaraz… To przecież… Snape!
Kompletnie zapomniał o wszystkim, co się wydarzyło. Pomimo, że miał stąd już nigdy nie wychodzić, w pośpiechu otworzył drzwi i wybiegł na korytarz. Nagle usłyszał głośny krzyk i coś w rodzaju płaczu. To oczywiste! Draco!
W błyskawicznym tempie przy użyciu schodów znalazł się piętro niżej i… zobaczył.
Jeszcze nigdy nie widział Malfoya w tak okropnym stanie. Siedział przerażony na podłodze, oparty plecami o ścianę. Jego łzy mieszały się z krwią, która ciekła mu z nosa. I… miał gips na jednej z nóg… Był bardzo skąpo ubrany, bo tak samo jak Harry tylko w samą bieliznę. Blondyn wyglądał tak żałośnie… Gryfon miał go ochotę teraz przytulić, ale było nie możliwe, ponieważ…
Stał nad nim. Wstrętny, odziany w czarne szaty nietoperz. Jak do cholery Snape się tutaj dostał?! Profesor odwrócił się do niego i zmierzył kpiącym spojrzeniem. Do tego uśmiechnął się wrednie.
Sadysta! Jebany sadysta! To nie jest człowiek! To ohydna bestia!
Czuł jak złość się w nim gotuje. Najchętniej zabiłby teraz tego obślizgłego drania. Nie wiedział co powiedzieć. Nie mógł znaleźć słów, którymi mógłby wyzwać Snape’a , bo każde przekleństwo jakie znał, wydawało się zbyt łagodne. Nie wytrzymałby dłużej, wiec pokierował się emocjami.
Podszedł do Mistrz Eliksirów, zamachnął się ręką i z całej siły uderzył mężczyznę w twarz.
Patrzył na profesora, na jego bladą twarz i czerwieniący się od uderzenia policzek. Miał wrażenie, że w tej chwili wszystko dzieje  się jakoś tak… w zwolniony tempie. Wszystkie myśli odparowały z  jego głowy i nie miał pojęcia co się dzieje…
Jednak szybko powrócił do rzeczywistości. Został popchnięty i przyciśnięty do ściany, a jedyne co  widział  to wściekłą twarz Snape’a .
-Jak śmiałeś?! Bezczelny gówniarzu! Nie miał kto cię wychować?! Ja się tym z przyjemnością zajmę! -krzyknął gryfonowi prosto w twarz. Zanim Harry zdążył cokolwiek zrobić , mężczyzna przyłożył mu różdżkę do gardła.
Super! Po prostu świetnie! I co ma  teraz zrobić?! Najchętniej kopnąłby tego kretyna, ale wiedział, że to może się źle skończyć. Ale i tak będzie źle. Snape jest zdolny do wszystkiego, więc nie wiedział czego może się spodziewać.
Nagle mężczyzna odsunął się od niego i szepnął coś, dalej celując różdżką  w jego szyję. Poczuł jakiś dziwny dreszcz. Z każdą chwilą stawał się on bardziej intensywny. Jednak w jednym momencie zmienił się w straszliwy ból, który przeszywał całe jego ciało. To było okropne. Na pewno nie był to Cruciatus, ale jednak coś równie okrutnego. Nie miał siły już dłużej ustać na nogach, więc upadł i zaczął zwijać się z bólu, krzycząc przy tym i jęcząc żałośnie. Jego mózg skupił się na tylko jednej myśli : „Żeby to się już skończyło!”. Jednak było coraz gorzej. Poczuł, że jego usta czymś się wypełniają. Po chwili musiał to wypluć, żeby się nie udusić. Przeraził się, kiedy zobaczył na podłodze czerwoną plamę. Cholera! To jest krew! Czy Snape chce go wykończyć?!
Uniósł lekko twarz i spojrzał na odzianą w czerń wysoką postać, która sterczała nad nim i wpatrywała się w niego z satysfakcją. Chciał powiedzieć coś naprawdę obraźliwego do tego tłustowłosego drania, jednak nie mógł, gdyż musiał pozbyć się z ust kolejnej porcji krwi. Nie miał już siły… Czuł się coraz słabiej. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Powoli przestawał odczuwać ból. Krew… wszędzie była krew… ale jego to nie obchodziło. Robiło się coraz ciemniej… Usypiał… tak… Nareszcie skończy się ta męka…
-Severusie! -usłyszał krzyk. A może mu się to śni? I kto tak krzyczy? I w ogóle jaki Severus? -Co ty do cholery zrobiłeś?! - nieładnie tak przeklinać…

***

Ciemność… Czarna pustka… Jednak nie trwała ona długo. Światło było tak jasne, że miał wrażenie, że wypala jego oczy. Po chwili, kiedy mógł  już cokolwiek zobaczyć, uznał, że jest w jakimś pomieszczeniu. Minęło kilka sekund i mógł już stwierdzić fakty. Otóż  jest w swoim pokoju, nie ma tu nikogo oprócz niego, jest bardzo osłabiony, ma na sobie ciepły sweter i spodnie, a na pewno tego nie zakładał, leży w łóżku i nie wie co dalej robić, bo… Snape… no i Draco… Tak właściwie nie miał pojęcia, co się stało, bo znał tylko fragmenty tego wszystkiego. Czemu Snape był w jego domu? Co zrobił Malfoyowi? Dlaczego i za co? Komu zawdzięcza, że jest tutaj i żyje? W ogóle o co tutaj chodzi?
Miał za dużo pytań, żeby siedzieć bezczynnie w pokoju. Powoli, trochę chwiejnym krokiem wyszedł  na korytarz. Usłyszał z dołu jakąś rozmowę. Podszedł bliżej schodów, żeby trochę podsłuchać i usłyszał z kuchni głos Remusa. Był pewien, że to Lupin i Draco… ale w sumie to czym oni mogliby teraz rozmawiać? Przysłuchał się uważnie i o mało co się nie przewrócił po tym odkryciu. Otóż ten… oj, wiele można by użyć epitetów pod jego adresem… Ale… dlaczego Snape jest w kuchni i rozmawia z Lupinem?!
To coś naprawdę nienormalnego… Z tego powodu postanowił posłuchać , o czym rozmawiają.
Jednak potem bardzo tego żałował…


Rozdział 4



Pustka… Wszędzie tylko czerń… Nie było stąd wyjścia… Co to ma być?!
-Severusie, mogę cię tu na chwilę poprosić? -usłyszał lodowaty głos, który przeszył jego ciało nieprzyjemnym dreszczem, a blizna na czole okropnie go rozbolała. Czyj to głos…? Miał wrażenie, że gdzieś go już kiedyś słyszał…
-Tak, panie… Słucham, w czym mogę pomóc? - ten paskudny ton znał doskonale. Z resztą jak mógł go nie rozpoznawać po tylu lekcjach eliksirów? Jednak tym razem w głosie Snape’a było… przerażenie.
Powoli znikała ciemność i pojawiał obraz, który był z każdą chwilą wyraźniejszy. Zobaczył… Voldemorta i tak jak się domyślał swojego Mistrza Eliksirów. Byli w jakimś gabinecie. Czarny pan siedział przy biurku, a Snape siedział na krześle naprzeciwko niego. Nauczyciel był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, a jego nogi i ręce delikatnie trzęsły. Riddle miał głowę lekko uniesioną do góry i patrzył na rozmówcę z wielką pogardą. Oboje zdawali się nie widzieć Harry’ego. Czuł się jakby oglądał wspomnienie w myślodsiewni…
-Pilnie potrzebni mi Malfoyowie - przemówił Voldemort bardzo rzeczowym tonem.
-Panie, ale Lucjusz… -zaczął Snape.
-Wiem, jest w Azkabanie. Nie rób ze mnie idioty, Severusie - Mistrz Eliksirów drgnął znacznie, widocznie ze strachu, że za to co powiedział, może spotkać go kara. -Jednak Nazcyza i jej syn Draco nadal są na wolności. Potrzebuję ich, szczególnie tego dzieciaka… Nie obchodzi mnie ile on dla ciebie znaczy… Masz go tu przyprowadzić. Razem z jego matką. Rozumiesz?
-Rozumiem, panie…
-Czy Draco jest mi wierny? Nie ma jeszcze Mrocznego Znaku, więc nie mogę go kontrolować…
-Panie, on… -nogi Snape’a zaczęły się jeszcze mocniej trząść. Rozpiął jeden guzik u samej góry szaty, chyba dlatego, że zrobiło mu się nieco gorąco.
Nagle wszystko zaczęło się rozmywać i robiło się coraz jaśniej. Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie leży w łóżku.  Blizna prawie wcale już go nie piekła, pozostało tylko delikatne… jakby mrowienie. Ale zaraz… To nie jest jego łóżko! Słabo widział, bo nie miał na nosie okularów. Gdzie on jest?
-Słyszysz mnie, Potter? - nie wiedział kto z nim rozmawia, ale chyba powinien odpowiedzieć skoro słyszy.
-Tak - powiedział krótko.
-Jak się czujesz? -kolejne pytanie trochę go zainteresowało. Niby dla czego ktoś miałby się pytać, jak on się czuje?
-Dobrze. Jednak nic nie widzę -odpowiedział bez namysłu.
-Fakt, okulary - usłyszał szept i po chwili ktoś założył mu „drugie oczy” na nos. Rozejrzał się wokół i wszystko co zobaczył było dla niego niemałym szokiem. Teraz doskonale wiedział gdzie jest. W Grimmauld Place 12. W obecnym pokoju Malfoya. Dokładniej w jego łóżku. Obok stał właśnie on…  Twarz ślizgona była jednocześnie zmęczona, zakłopotana, a także lekko wystraszona. Powoli zaczął kojarzyć fakty. Dobrze pamiętał co stało się… Właśnie, kiedy?
-Jaki dzisiaj dzień? - zapytał.
-Ten sam co był rano. Spałeś tylko kilkanaście godzin. Jest już trochę późno… - odpowiedział blondyn wpatrując się z troską w Harry’ego. To było naprawdę dziwne…
Chciał usiąść, ale okazało się, że jego głowa jest jakaś… ciężka. Dotknął jej i dopiero teraz zauważył, że jest owinięta bandażem. Czyżby uszkodził sobie głowę? Pamiętał tylko ból, kiedy upadł…
-Na pewno wszystko w porządku? - zapytał Malfoy, widocznie nie wierząc, że Harry czuje się dobrze.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i stanął w nich… Severus Snape. Wyglądał jakby przed chwilą ktoś go mocno wystraszył i jeszcze nie zdążył się opanować. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Harry tylko uśmiechnął się beztrosko.
-Chyba nie do końca… Mam halucynacje… Wydaje mi się, że właśnie stoi za tobą najwredniejsza, najbardziej zarozumiała i paskudna osoba na świecie. Nasz nauczyciel eliksirów -powiedział, gdyż niemożliwa wydawała mu się obecność Snape’a tutaj.
-To nie są halucynacje, Potter -pisnął ślizgon.
-Dziękuję za te bardzo miłe słowa powitania, panie Potter -zaczął nauczyciel, a Harry zamarł z przerażenia. - Gdyby to był rok szkolny, pański dom stracił by wiele punktów, jednak ma pan szczęście, że są wakacje. Mimo wszystko zapamiętam sobie pańską opinię o mojej osobie - powiedział swoim zwykłym, zimnym tonem.
Harry przez chwilę na niego patrzył, nie mając pojęcia co powiedzieć. Jednak… coś mu się przypomniało. Jego… sen? Chyba tak… Wszystko jedno i tak był godny uwagi.
-Gdzie pan przed chwilą był? -zapytał bez namysłu.
-Słucham? -Snape ze zdziwieniem uniósł jedną brew. - A co to cię obchodzi, Potter?
-Był pan u Voldemorta? -nie wiedział nawet skąd w nim tyle odwagi. Po tym pytaniu Draco wydał z siebie dziwny dźwięk. Coś pomiędzy jękiem, westchnieniem a zduszonym krzykiem. Mistrz Eliksirów zamrugał, prawdopodobnie z niedowierzania.
-Cóż za śmiałość… a raczej bezczelność… Powtarzam, to nie jest twoja sprawa - Snape znacznie się zdenerwował. Jego twarz była jeszcze bardziej spięta niż zazwyczaj, co dawało jej surowszy wygląd. Urywał coś… To było widać.
-Byłeś u niego! Wiem o tym! Miałem sen… - próbował, jednak nie potrafił mu niczego udowodnić. To był sen, ale jego sny tego typu zazwyczaj także dzieją się w rzeczywistości. Tylko jeden się nie sprawdził… Ten o Syriuszu…
-Miałeś sen? -prychnął Mistrz Eliksirów. -Więc co takiego ciekawego ci się przyśniło? -zapytał z kpiną.
-Więc… -starał się sobie wszystko dokładnie przypomnieć. Zerknął na Malfoya, który nadal stał przy łóżku z naprawdę przerażoną miną. -To było… w jakimś gabinecie. Byłeś tam ty i Voldemort… Hmm… Rozmawialiście o… Malfoyach. Tak, najpierw coś Lucjuszu, o tym, że jest w Azkabanie. Potem Voldemort kazał ci sprowadzić do niego jak najszybciej Dracona i jego matkę… Pytał jeszcze o to czy Draco jest mu wierny…  Nie usłyszałem odpowiedz, bo się obudziłem… -wiedział, jak bardzo chaotycznie to wszystko opowiedział.
Spojrzał na Snape’a, który był teraz równie blady jak w jego śnie. Przeniósł wzrok na Dracona, który wyglądał teraz, jakby przed chwilą zobaczył ducha. W końcu, jeśli ten zdarzył się naprawdę, to Malfoy musi… Ale co musi? Iść do Voldemorta? Ale dlaczego? Przecież mu nie służy…
-Severusie… -szepnął Malfoy, spuszczając wzrok. -Czy to prawda? Byłeś tam…?
Mistrz Eliksirów milczał.
-Czy ty… mnie wydałeś Czarnemu Panu? -zadał kolejne pytanie, pomimo, że nie uzyskał odpowiedzi na poprzednie.
-Ile razy mam ci to powtarzać? Nic dla mnie nie znaczysz… Jesteś dla mnie nikim… Rozumiesz? Nikim… - wyszeptał jadowicie. Harry nie potrafił sobie wyobrazić jak bardzo te słowa musiały zaboleć ślizgona. Draco mówił mu przecież ile czasu spędza ze Snape’em… Mówił, że są w pewnym rodzaju związku…
Zauważył, że Malfoy ma łzy w oczach. Snape też to zauważył.
-Jeśli masz zamiar płakać, to wyjdź stąd. Nie mam ochoty na to patrzeć. -powiedział niezwykle wrednie, nawet jak na niego.
-Nie -powiedział krótko i stanowczo ślizgon.
-Więc przejdźmy do sprawy dla której właściwie tu jestem… Potter, odpowiadaj teraz na moje pytania. Co ci się stało?
-Uderzyłem się w głowę -zastanawiał się po co w ogóle Snape chce to wiedzieć.
-Ach… wydaje mi się, że to nie pierwszy raz w twoim życiu… -zaśmiał się pod nosem. Harry miał ochotę zrobić mu krzywdę, ale po pierwsze nie był w stanie, a po drugie to nadal jest jego nauczyciel. -Jak to się stało?
-Krzesło na którym siedziałem, przechyliło się do tyłu i upadłem. - na myśl przechodziły mu tylko suche fakty, więc nie ubarwiał ich szczegółami.
-Dlaczego krzesło się przewróciło?
-„Ponieważ zaraz po tym jak Malfoy opowiedział mi, jak go pan wykorzystuje od pierwszego roku nauki w Hogwarcie, zaczął mnie macać, a ja nie wiedząc co robić, chciałem się odsunąć, ale przewróciłem krzesło i upadłem…” - pomyślał, jednak tego nie powiedział. Czuł, że nie  powinien tego mówić. Spojrzał na Dracona, który mierzył go błagalnym wzrokiem. Więc musi skłamać. Nie chce przecież, żeby ślizgon miał więcej problemów niż ma teraz… Ale dlaczego tego chciał? Przecież go nienawidził… Właśnie, czy on go nadal nienawidził? Chyba bardziej mu współczuł… A ślizgon przecież nie chciał, żeby mu współczuć. -Po prostu bezmyślnie bujałem się na krześle. -powiedział w końcu.
-Na pewno? -zapytał podejrzliwie.
-A czemu miałbym kłamać? -próbował użyć kpiącego tonu.
-Niech ci będzie, Potter -mruknął, wyjmując z kieszeni małą fiolkę z jakimś różowym płynem i podał mu ją. -Wypij ten eliksir, a rano nie będzie nawet blizny - powiedział obojętnie.
Harry wypił eliksir jednym łykiem. Był na szczęście dość słodki i smaczny. Miał nadzieję, że zadziała. Nie chciał chodzić z tym bandażem na głowie przez kilka dni.
Ponownie spojrzał na Malfoya, który chyba nie wiedział co zrobić. Harry też dziwie się czuł. Snape przecież nie wie, że Draco mu o wszystkim powiedział.
-Wypłakałeś się już? -zwrócił się w końcu do Dracona.
-Wcale nie płakałem -odpowiedział cicho.
-Wybacz, umknęło to mojej uwadze. -prychnął mężczyzna.
Harry nie wiedział, czy się odezwać czy nie. Bronienie Malfoya byłoby czymś naprawdę niecodziennym, jednak w tej sytuacji chyba koniecznym. Ale… może Snape zaraz sobie pójdzie i wszystko będzie dobrze.
-Zgadnij Draco, na co mam teraz ochotę… -mężczyzna wypowiedział to z takim erotyzmem głosie, że Harry’ego przeszył dziwny dreszcz.
-Nie… Nie chcę… Proszę… - wyjąkał ślizgon.
Harry domyślał się na co Snape może mieć ochotę… Nie pozwoli mu na to! Już nigdy więcej nie pozwoli mu zrobić krzywdy Draconowi! Kiedy zobaczył jak Mistrz Eliksirów łapie blondyna za ramię i próbuję wprowadzić go z pokoju, poczuł w sobie wielką odwagę albo raczej po prostu wpadł w delikatną furię.
-Zostaw go ty paskudny zboczeńcu! Nie pozwolę ci! On tego nie chce! -ryknął, gwałtownie siadając na łóżku.
-Słucham? - Snape spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem. -Skąd wiesz co chcę mu zrobić?
-Wszystko mi powiedział, ty pedofilu! Powiedział mi jak go wykorzystywałeś i nadal wykorzystujesz! -krzyknął z gniew. Draco miał teraz zamknięte oczy. Widocznie czekał na wybuch wściekłości mężczyzny.
-Powiedziałeś mu o wszystkim, mimo tego, że miałeś nikomu nie mówić? -zapytał ślizgona, potrząsając nim brutalnie.
-Tak -jęknął łamiącym się głosem.
-Więc teraz spotka cię kara… -szepnął, jednak tyle głośno, że Harry doskonale słyszał jego słowa. -Ale nie taka jak zawsze. Tym razem upokorzę cię publicznie. Na oczach pana Pottera… -po tych słowach przycisnął szarookiego do ściany i uderzył kolanem w jego krocze.
-Przestań…  -jęknął, a raczej syknął blondyn.
Nie, nie i jeszcze raz nie! Tak być nie może! Musi coś zrobić… ale co? nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Był dość głupi i ryzykowny, ale mógł zadziałać. Wstał z łóżka i nie przejmując się bandażem na głowie, szybko podszedł do Snape’a i złapał go za ramie.
-Powiedziałem, zostaw go! Nie będziesz go więcej dotykał! On ma chłopaka... -ostatnie zdanie było, kłamstwem, więc  ciężej mu było je powiedzieć.
-Tak? -mężczyzna spojrzał na Harry’ego unosząc wysoko obie brwi. -Więc kto jest jego chłopakiem?
-Ja -oznajmił z dumą. Wiedział, że to może go wiele kosztować, ale tak bardo chciał powstrzymać Snape’a. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, bo raczej nie wierzył w to co powiedział Harry. Cóż, musi mu uwierzyć, więc…
Odepchnął Mistrza Eliksirów i stanął naprzeciwko Dracona, patrząc mu prosto w oczy. Trudno, skoro już to raz zrobili… Oplótł rękami szyję ślizgona i przylgnął wargami do jego warg. Poczuł coś w stylu… magii. Bardzo przyjemnej magii. Kiedy jakieś pół roku temu całował się z Cho, nie czuł tego. Malfoy zaczął odwzajemniać pocałunki i robił to w tak wspaniały sposób, że Harry pragnął nigdy nie przestawać… Cały świat przestał go obchodzić. Zatopił się w cudownym smaku ust blondyna i cały czas pragnął więcej i więcej, więc całował coraz łapczywiej. Po chwili opamiętał się i delikatnie się odsunął. Nie mógł zaprzeczyć. To było cudowne…
Spojrzał na Snape’a, który miał teraz naprawdę dziwną miną. Jego usta były lekko rozchylone, a oczy wydawały się większe niż zazwyczaj. Mężczyzna wziął głęboki, zamknął usta i wyszedł z pokoju w milczeniu.
-Dziękuję ci… kochanie -powiedział szarooki z szerokim uśmiechem.
-Ej! Obroniłem cię przed nim, a ty mi się tak odwdzięczasz? - powiedział z wyrzutem. Zresztą wiedział, że tak będzie. Teraz Malfoy ni da mu tak szybko spokoju.
-Przepraszam cię, słońce…  -zaśmiał się cicho. -Jesteś głodny? Poważnie pytam, bo ja jestem.
-No… -zastanowił się chwilę. -Trochę.
-Chodź na dół do kuchni, to zrobię nam kanapki - powiedział i ruszył w stronę drzwi.
-Ale… -wskazał palcem na swoją głowę. -Ten bandaż…
-Zdejmij go. Snape cię okłamał, bo chciał, żebyś leżał całą noc w łóżku i  nie przeszkadzał mu w jego… planach. -ostatnie słowo wypowiedział dość niepewnie. -Rana na pewno się już zagoiła.
Harry jednym szybko odwinął z głowy materiał i trzymał go w ręce.
-Zostaw to na łóżku… Potem i tak tu będę musiał posprzątać.
Harry’ego zdziwiła jedna rzecz… W pokoju było naprawdę czysto, ślizgon chciał tam sprzątać… Cóż, jego sprawa.
Obaj zeszli do kuchni. W domu nie było już ani śladu po Severusie. Musiał być tak wściekły, że chciał stąd wyjść jak najszybciej. Harry usiadł przy stole, a Draco zaczął robić kanapki z serem. Zielonooki obserwował go uważnie. Co chwila zerkał na bruneta i oblizywał wargi w niezwykle seksowny sposób. Kiedy już skończył postawił talerz z kilkoma kanapkami na stole i usiadł na przeciwko gryfona.
Harry zjadł dwie kanapki w milczeniu. Ślizgon zjadł tylko jedną, pewnie dlatego, że „jest na diecie”.
-Smakowało ci, skarbie? - zapytał kpiąco blondyn.
Harry postanowił, że trochę się powygłupia, bo czemu Malfoy może sobie żartować, a on nie?
-Oczywiście, misiaczku… W końcu to ty zrobiłeś te kanapki, więc musiały być pyszne - odpowiedział z uśmiechem.
-To dobrze… Lubię kiedy jesteś zadowolony, cukiereczku - uśmiech szarookiego był… uroczy? Tak przynajmniej się wydawało.
-A zadowolisz mnie jeszcze bardziej? - to było pierwsze, co przyszło mu do głowy. Miał nadzieję, że Malfoy nie weźmie sobie tego  zbyt do serca.
-Och, zrobię co tylko zechcesz… - teraz jego uśmiech nie był już taki uroczy, a raczej figlarny.
Harry wstał, a Draco zrobił to samo.  Odeszli trochę od stołu i przybliżyli się do siebie. Miał złe przeczucia… Pewnie zdarzy się coś niepotrzebnego. Jednak przecież oni tylko sobie żartują…
-Kocham cię, Draco! Jesteś dla mnie najważniejszy! Nie potrafiłbym bez ciebie żyć! -gestykulował i poruszał się tak, jakby grał w teatrze.
-Kocham cię! Wszystko ci oddam! O cokolwiek poprosisz… - Malfoy też był niezłym aktorem.
Blondyn podszedł do niego jeszcze bliżej i rozpiął mu rozporek i guzik, więc spodnie opadły mu aż do kolan. Stał w bokserkach ze spodniami w okolicach kolan, a blondyn na niego patrzy. Ta myśl wywołała u niego rumieńce, jednak po chwili wymyślił coś… ciekawego.
-Draco… mocniej… Poruszaj szybciej tą ręką… Błagam… tak bardzo tego pragnę… -wyjęczał. Miał nadzieję, że Malfoy zrozumie o co mu chodzi. Nie mylił się. Ślizgon ułożył rękę w odpowiedni sposób w okolicach jego krocza i zaczął nią poruszać. Na szczęście ani razu nie dotknął Harry’ego.
-Och… To takie przyjemne! - sam nie wiedział, co strzeliło mu do głowy. Blondyn zaczął chichotać, a gryfon tylko szeroko się uśmiechnął.
Odchylił głowę do tyłu, udając, że za chwilę…
Jednak w tej chwili stało coś, czego się nie spodziewał. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się w objęciach Malfoya. Poczuł to znowu… Znowu smak jego ust… Tylko, że tym razem pocałunki były bardziej brutalne. Blondyn nie udawał. On naprawdę chciał to czuć. Skoro to dla ich obu było takie przyjemne, to czemu nie…?
Harry poczuł za sobą stół. Momentalnie został na niego popchnięty przez Malfoya. Hm… Leżał na stole. Blondyn chwilę później położył się na nim i ponownie zaczął miażdżyć jego wargi swoimi.
Usłyszał jakby skrzypienie drzwi…  Nie… Zdawało mu się…
Dalej namiętnie całował te słodkie usta.
-Boże! -usłyszał krzyk. To już mu się na pewno nie wydawało.
Draco szybko z niego zszedł i mógł zobaczyć, kto tak krzyczał. Stał przed nimi Lupin, z miną wręcz nie do opisania. Usta mu drgały, oczy sprawiały wrażenie, jakby za chwilę miały wypaść z oczodołów.
-To… nie tak jak myślisz… Naprawdę… -wyjąkał cały się rumieniąc, z resztą podobnie jak blondyn. Jednak jak miał wytłumaczyć, że leżał na stole całując się Malfoyem w dodatku ze spodniami zsuniętymi do kolan. Remus pewnie teraz myśli, że on i Draco chcieli właśnie… Nie, nie, nie! Nie zrobiłby tego! Nigdy!
Nie chcąc się tłumaczyć, zapiął spodnie, wybiegł z kuchni i udał się do swojego pokoju. Wziął szybki prysznic, jednak tym razem nawet nie pomyślał o tym, żeby umyć zęby. Chciał czuć ten smak… Ten cudowny smak ust Malfoya… Jego największego wroga… Jednak czy można go jeszcze nazywać wrogiem…?
Nie potrafił teraz odpowiedzieć sobie na to pytanie, więc zasnął rozmyślając nad tym…

Rozdział 3



Promienie słoneczne, które wpadły przez okno obudziły go. Wziął okulary z szafki i spojrzał na zegar na ścianie. Cóż była dopiero 6.00, jednak nie miał ochoty na dłuższy sen. Postanowił wziąć długi relaksujący prysznic. Kiedy strumienie ciepłej wody zaczęły spływać po jego nagim ciele, zaczął rozmyślać. Miał nadzieje, że to wszystko był sen… Kolejny koszmar… Że tak naprawdę nie było żadnego pocałunku. Z resztą to przecież niemożliwe. Nienawidzi Malfoya, a on jego. Malfoy jest facetem. I… tak w ogóle to przecież jest Malfoy. To był sen… To musiał być sen…
Nie miał ochoty na żadne sprawianie sobie przyjemności, więc tradycyjnie zamknął oczy i wyobraził sobie Snape’a w samych slipach. Próbował wielu rzeczy, jednak to budziło w nim największe obrzydzenie. Te czarne, tłuste włosy… blada skóra… Jego poranna erekcja natychmiast opadła. Namydlił dokładnie ciało. Zauważył, że nad biodrem ma siniaka. Ach tak, przecież wczoraj uderzył się o umywalkę… w łazience Malfoya. Nie, nie… Jego tam wcale nie było. Pewnie nawet nie zauważył, kiedy się uderzył… na przykład, kiedy wczoraj jadł śniadanie. Tak, kiedy wstawał na pewno walnął się o stół i stąd ten siniak. Kiedy już był starannie umyty w każdym miejscu, uwinął biodra ręcznikiem i podszedł do umywalki, żeby umyć zęby. Wziął do ręki pastę. Wczoraj rano tubka była jeszcze pełna. Teraz już prawie nic w niej nie zostało. Cholera, przecież dokładnie wiedział, co się stało. Dokładnie pamiętał, jak mył zęby z obrzydzeniem, bo…
Okłamywanie siebie było głupie i bezsensowne. Zrobił to. A raczej Malfoy to zrobił. Mimo to, przecież mógł go odepchnąć, uderzyć. A zamiast tego pogłębiał pocałunek.
-Idiota, idiota, idiota -mówił do siebie bijąc się po głowie. Teraz na pewno ślizgon, kiedy tylko wrócą do szkoły, będzie wszystkim opowiadał o tym incydencie. Oczywiście zmieni wersje wydarzeń i wyjdzie na to, że Harry jest gejem. Zapewne napiszą o tym w Proroku Codziennym i wszyscy będą się z niego śmiali i wytykali palcami. Straci przyjaciół. Zostanie sam. Nawet Weasleyowie nie będą chcieli go znać. Z resztą kto by chciał zadawać się z homoseksualistą?
-Och, nie martw się Harry -mruknął, patrząc na swoje odbicie w lustrze. -Nikt nie będzie wyzywał cię od pedała. Zanim ktoś się o czymkolwiek dowie, już dawno będziesz razem z rodzicami i Syriuszem…
Tak, był pewien, że zginie. Wszyscy pokładają w nim nadzieję. Myślą, że ma wielką moc i zniszczy całe zło. A on był po prostu zwykłym nastolatkiem, który stracił wszystko i ma obecnie głęboką depresje.
I tak zakończył użalanie się nad sobą na tę chwilę. Szybko umył zęby i nawet przeczesał włosy grzebieniem. Mimo to, jak zawsze sterczały we wszystkie strony. Włożył na siebie dżinsy i czerwony podkoszulek, gdyż był na wierzchu, a nie chciało mu się grzebać w ubraniach.
No tak, teraz musiał coś zjeść. Czyli stąd wyjść. Czyli zobaczyć Malfoya. Słuchać tego, jak sobie z niego kpi. Pierwsza myśl jaka mu wpadła do głowy, to to, żeby nie wychodzić ze swojego pokoju do końca. Jednak zabrzmiało to tak dziecinnie, że zaśmiał się ze swojej głupoty.
-A teraz Harry Potterze, kiedy tylko spotkasz tego wrednego ślizgona, będziesz się nabijał z tego, że jest homoseksualistą -uśmiechnął się, zadowolony z siebie. Zdawał sobie z tego sprawę, że mówienie do siebie, to objaw choroby psychicznej. Jednak przecież nikt go nie słyszy, więc nie będzie uznawany za wariata.
Zszedł na dół do kuchni. Po chwili zastanowienia jednak uznał, że wolałby zjeść śniadanie w samotności, a potem trochę pokpić z Malfoya. Pff… trochę? Miał zamiar wyśmiać go w jak bardziej wredny sposób potrafił. Powie mu co myśli o pedałach. Powie mu jak bardzo według niego są obrzydliwi. Powie mu…
Wszystkie jego postanowienia stały się nieważne, kiedy zobaczył blondyna. Stał przy kuchence i gotował wodę w czajniku. Harry miał ochotę uciec, ale teraz było już za późno.
-Dzień dobry, Potter -spojrzał na niego z uśmiechem. -Herbaty?
-Och, cześć… Ee… Poproszę… -wyjąkał. Poczuł jak jego policzki się rumienią i błagał, żeby przestały. Tak nie miało być. Malfoy miał się z niego śmiać, a nie uprzejmie proponować mu herbatę.
Usiadł przy stole, nadal zalewając się rumieńcami. Ślizgon parsknął śmiechem i zaparzył dwie filiżanki napoju. Postawił jedną przed Harry’m.
-Słodzisz? -położył dłoń na jego ramieniu. Harry miał wielką ochotę go uderzyć, ale jakoś się powstrzymał.
-Tak -powiedział, próbując nie zdradzać żadnych emocji.
-Ile? -palce ślizgona trochę mocniej zacisnęły się na jego ramieniu.
-Dwie kostki -dalej używał bezbarwnego tonu. Miał nadzieje, że za chwilę do kuchni wejdzie Lupin i nie będzie musiał rozmawiać z Malfoyem.
Blondyn przyniósł cukier i zgodne z życzeniem wrzucił dwie kostki do jego herbaty. Harry wziął łyżeczkę i zaczął powoli mieszać.
-A ty nie słodzisz? -zapytał. Wiedział, że gada głupoty, ale nie chciał, żeby przeszli do tematu, na który jednak porozmawiać powinni.
-Nie. Dbam o linię -oznajmił. Wyglądało na to, że jest z tego dumny. Usiadł na krześle, które stało obok krzesła Harry’ego i upił łyk gorzkiej herbaty.
Dziwne. Jak można pić gorzką herbatę? Jest… ohydna. Cóż, może jemu smakuje… Wypił trochę ze swojej filiżanki i spojrzał na ślizgona, nie wiedząc co teraz powiedzieć.
-Hmm… Chcesz o czymś ze mną porozmawiać, Potter? -to pytanie sprawiło, że serce Harry’ego zaczęło bić szybciej, a policzki jeszcze bardziej się zaczerwieniły. Milczał.
-Remus musiał gdzieś jechać i wróci dopiero wieczorem. Jesteśmy sami -wziął kolejny łyk herbaty. -Widzę, że potrzebujesz rozmowy. Wyduś to z siebie -powiedział spokojnym tonem. Harry przyjrzał się mu, próbując dopatrzeć się złośliwości w wyrazie jego twarzy. Jednak nic… wydawało się, że mówi wszystko szczerze.
-Wczoraj się całowaliśmy… -powiedział cicho. Miał coraz większą ochotę zapaść się pod ziemię.
-Owszem -brzmiało to tak, jakby dla niego nie było to nic nadzwyczajnego. -A tak właściwie, to ja cię pocałowałem.
-Malfoy, my się całowaliśmy! To było… obrzydliwe! -powiedział lekko podniesionym tonem. Chciał mu przypomnieć, że całowanie się dwóch chłopców nie jest normalne.
-Obrzydliwe? -wzruszył ramionami. -Mi tam się podobało… -w jego stalowych oczach było widać lekkie rozmarzenie.
-Przestań! Może za chwilę mi powiesz, że jesteś homoseksualistą?! -poczuł, że nie powinien tego powiedzieć. Był prawie pewien, że ślizgon jest gejem, mimo to, wolał nie słyszeć potwierdzenia.
-Jestem pedałem. No i co? Może nie chcę ogłosić tego całemu światu, ale się tego nie wstydzę. -blondyn był tak cholernie opanowany, że to było aż drażniące.
-A… Masz chłopaka? -wypalił. Zadawanie nieprzemyślanych pytań nie było zbyt przyjemną rzeczą. Jeszcze gorzej było wysłuchiwać odpowiedzi na nie.
-Hmm… Tak właściwie to sam nie wiem -uśmiechnął się, ale raczej do siebie. -To jest w sumie nielegalne. Jakby Dumbledor się o tym dowiedział… Och, wtedy stracilibyśmy nauczyciela eliksirów…
Harry potrzebował chwili, żeby wiadomość do niego dotarła. Nagle przypomniał sobie zdjęcie, które znalazł wczoraj w pokoju blondyna. Czyli jego podejrzenia okazały się prawdziwe. Malfoy jest w związku ze Snape’em. W miłosnym związku. W homoseksualnym związku. Malfoy jest gejem, Snape jest gejem…
-Ale on jest od ciebie ponad dwa razy starszy! - był poważnie oburzony. Jak można związać się z nauczycielem?! A w dodatku ze Snape’em?!
-Och, ja go sobie nie wybrałem -westchnął ciężko.
-Słucham? -nie za bardzo pojął sens słów chłopaka.
-Mam ci się zwierzyć? -rzucił mu pytające spojrzenie, lekko unosząc brwi.
-No… Chyba tak… -nie wiedział kompletnie, co robić.
-Ale musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz. Ale naprawdę nikomu. Bo jeszcze nikt o tym nie wie. -złapał się za głowę. -Boże, do czego to doszło. Mieszkam w domu mojego najgorszego wroga i mam zamiar opowiadać mu się o swoich problemach -powiedział bardzo cicho, widocznie do siebie.
-Nie powiem nikomu, obiecuję… -poczuł, że Malfoy naprawdę ma jakiś problem. On przecież też jest człowiekiem, nastolatkiem. Też ma chyba uczucia…
-Więc… -wypił trochę herbaty, która pewnie tak jak Harry’ego była już letnia. -Pamiętasz pierwszy rok nauki  w Hogwarcie? Myślę, że wszyscy czuli się trochę zagubieni. Ja nie chciałem dać po sobie tego poznać, ale też się bałem. Nie znałem wielu osób. Pierwszy tydzień był nawet fajny… Miałem coraz więcej kolegów, a właściwie, to raczej służących… Ale potem, zaczął się drugi tydzień… -uniósł twarz ku sufitowi i zamilkł. Czy to możliwe, że Malfoy próbuje powstrzymać łzy? Harry nigdy nie widział, żeby płakał. To było aż dziwne, bo przecież każdy czasem płacze…
-Mów dalej… Zobaczysz, lepiej się poczujesz, kiedy w końcu opowiesz komuś o tym -nie wierzył w to co mówi. W ogóle nie mógł uwierzyć w tą ich całą rozmowę. W życiu się nie spodziewał, że będą kiedyś rozmawiać ze sobą w taki sposób.
-Już na samym początku drugiego tygodnia… -wziął głęboki oddech i ponownie przeniósł wzrok na Harry’ego  -… Snape powiedział mi, że jestem najbardziej utalentowanym pierwszoroczniakiem. Zaproponował indywidualne lekcje, na których obiecał uczyć mnie eliksirów ponad program. Oczywiście zgodziłem się bez zastanowienia. To przecież taki zaszczyt, wyróżnienie… Przyszedłem wieczorem do jego gabinetu, tak jak mi kazał. Zapytałem, czy ma dla mnie jakieś książki. Powiedział, że nie będą mi potrzebne. Nie rozumiałem, dlaczego kazał położyć mi się na jego biurku. Nie rozumiałem, dlaczego ściąga mi spodnie. Zrozumiałem jak zabolało. Wyrywałem się… związał mnie. Krzyczałem… zakneblował mi usta. Bałem się komukolwiek  powiedzieć…  A on to robił prawie codziennie, nie licząc wakacji i ferii świątecznych. Przez te wszystkie lata się przyzwyczaiłem i nawet można powiedzieć, że on mnie już nie zmusza, ale… ja nie chcę z nim tego robić. Nienawidzę go. Zniszczył mi życie skurwysyn. Pedofil jebany… -wstał i spuścił wzrok. -Po co ja ci to powiedziałem…? Teraz masz piękną opowieść dla gryfonów na dobranoc. Właśnie sam sobie jeszcze bardziej spierdoliłem życie -po jego policzkach popłynęły łzy.
-Przestań -złapał go za rękę. -Nikomu nie powiem. Siadaj.
Poczuł w sobie gniew. Prawdziwy gniew. Snape był sukinsynem, ale nie wiedział, że aż takim. Nieważne, że zrobił krzywdę Malfoyowi. Malfoy też jest człowiekiem. Perfidnym i cynicznym, ale człowiekiem.
-Dlaczego mu się nie sprzeciwiłeś? -powiedział w miarę spokojnie, kiedy ślizgon usiadł. Teraz jednak miał raczej ochotę krzyczeć.
-Oczywiście, że się buntowałem. On wtedy za karę robił to mocniej… Tak mocno, że aż płakałem… -przygryzł dolną wargę. Wyglądał jakby żałował, że mówi to wszystko. Z resztą kto z chęcią opowiadałby takie rzeczy.
-Ja… nie wiem co ci powiedzieć… -powiedział uważnie patrząc na jego twarz. Łzy… Łzy na policzkach Malfoya. Ciekawe jak wiele osób je widziało, nie licząc oczywiście Snape’a. Miał teraz ochotę przytulić blondyna, jakoś go pocieszyć… Ale to jest jego wróg. Największy szkolny wróg. Nienawidzą się od kiedy pierwszy raz się spotkali. Powinni życzyć sobie powolnej i bolesnej śmierci. Próbował się teraz skupić na tych wszystkich słowach, którymi ranił go Malfoy przez wszystkie lata nauki w Hogwarcie. Jednak teraz myślał o tym trochę inaczej. Ślizgon był krzywdzony. Nie potrafił być miły dla innych. Czyżby mu… współczuł? Współczuł Malfoyowi, który zawsze starał się upokorzyć jego i innych uczniów, których nie lubił? Współczuł Malfoyowi, który zawsze wtykał nos w nieswoje sprawy? Współczuł Malfoyowi, który cieszył się z powrotu Czarnego Pana i był z tego dumny, że jego rodzice są tym kim są? Nie… nadal go nienawidzi. Zawsze będzie go nienawidził. Tak było, jest i będzie.
-Czyli teraz już wiesz… -głos ślizgona wyrwał go z zamyślenia. -Wiesz o mnie wiele, ale zapewniam cię, że nie wszystko. I nawet nie próbuj się mną przejmować. Nie podoba mi się pomysł, żebyś mi w jakikolwiek sposób współczuł. Nienawidzę kiedy ktoś mnie pociesza, rozmawia ze mną o trudnych sprawach… Po prostu nie poruszajmy więcej tematu : jak Snape wykorzystywał mnie i nadal wykorzystuje -powiedział bardzo rzeczowo. Wytarł dłonią łzy i spojrzał na Harry’ego jakby się nad czymś  zastanawiając.
-Obrzydzić ci jeszcze bardziej nasz wczorajszy bardzo namiętny pocałunek z języczkiem? -to pytanie wręcz ociekało złośliwością. Wrócił Malfoy. Prawdziwy Malfoy.
-Ee… Słucham? -był lekko zmieszany, bo nie wiedział o co ślizgonowi może chodzić.
-Więc pomyśl. Chyba podejrzewasz z kim spędziłem wczorajszy wieczór -uśmiechnął się cynicznie. -Tak więc byłem w jego domu. No i zrobiłem wstrętną rzecz, po której powinienem umyć zęby, zanim obdarzyłem cię pocałunkiem.
-Całowałeś się ze Snape’em, tak…? -ta myśl budziła w nim wystarczające obrzydzenie.
-Och, prawie zgadłeś -blondyn patrzył prosto w jego oczy, jakby czekając, kiedy się domyśli.
-Ty chyba nie… -wytrzeszczył oczy i zaczęło mu się robić coraz bardziej niedobrze.
-A właśnie, że tak -zachichotał. -Zapewne podzieliłem się z tobą nasieniem naszego Mistrza Eliksirów. Tak właściwie to wylizałeś mi je z ust.
-Boże… -miał wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. Pierwsze co wpadło mu do głowy, to to, żeby znowu umyć zęby. Jednak mył je już od wczoraj tyle razy, że byłoby to bez sensu.
-Jesteś głodny? -blondyn znowu zupełnie zmienił temat. Czy to jakiś sposób drażnienia się? Jeśli tak, to działał.
-Nie, nie jestem -mruknął. -Odebrałeś mi apetyt.
-Och, nie przesadzaj -blondyn położył dłoń na jego kolanie. -To były tylko jakieś marne resztki. Nigdy nie miałeś ust wypełnionych spermą?
-Nie! -aż drgnął z oburzenia. -Nie jestem gejem! -spojrzał na dłoń chłopaka, która masowała jego kolano. -I weź tą łapę!
-Ach, rozumiem -nie zabrał ręki, lecz zsunął ją z kolana i zaczął głaskać wewnętrzna stronę uda Harry’ego. -A jesteś prawiczkiem?
-Nie twój interes!

Rozdział 2



Harry jak zwykle przeżywał okropne rzeczy w krainie Morfeusza. Śniła mu się śmierć jego ojca chrzestnego… Voldemort, który śmiał się z tego, że jego wierna śmierciożerczyni odebrała Wybrańcowi tak bliską osobę. Słyszał głos. Głos Czarnego Pana, który mówił mu jaki jest beznadziejny… że nie ma żadnych szans… że nigdy nie wygra z tak potężnym czarodziejem jak on… bo jest zbyt słaby… wierzy w miłość, przyjaźń…  Nagle coś wyrwało go ze snu. Ktoś szturchał jego ramię. Harry oczywiście pomyślał, że to Lupin, jak zwykle budzi go, bo za głośno krzyczy.
-Potter, weź się obudź, no… -powiedział lekko zdenerwowany głos.
Zaraz, przecież Lupin nigdy nie powiedziałby do niego „Potter”… Szybko wziął z szafki nocnej okulary, przetarł oczy pięściami i włoży ‘drugie oczy’ na nos. Zobaczył bladą twarz, szare oczy, tlenione blond włosy… Już miał zamiar zacząć krzyczeć, kiedy przypomniał sobie wczorajsze wydarzenia. Tak… Malfoy tu mieszka. Teraz zaczął się koszmar, tyle, że w realnym świecie.
-Nie płacz już Potter, to był tylko taki sen -blondyn uśmiechnął się złośliwie.
Harry dopiero teraz zorientował się, że ma na policzkach łzy. To było z resztą normalne. Zawsze kiedy miał takie sny, budził się, płacząc. Wytarł słone krople ze swojej twarzy i wsparł się na łokciach. Nagle lekko go zatkało. Malfoy był w samym ręczniku, który nie sięgał mu nawet do kolan. Odruchowo naciągnął na siebie kołdrę, bo miał na sobie tylko bokserki. Ciało blondyna było wysportowane i… seksownie? Nie, nie, nie… Natychmiast wyrzucił tą myśl z głowy. Spojrzał na Malfoya i poczuł, że się rumieni.
-Ee… Wstydzisz się czy co?- ślizgon westchnął ciężko. -No dobra, nieważne… Chciałem zapytać, czy mogę sobie pożyczyć twój szampon…? Bo ja swojego zapomniałem spakować, a teraz nie mam czym włosów umyć i…
-Dobra, weź -mruknął i z powrotem położył głowę na poduszce.
-Ej, Potter. Zamierzasz jeszcze spać?! -powiedział z lekkim oburzeniem. -Już minęła 7.00… Czy nie uważasz, że to najwyższa pora, żeby wstać?
-Nie -odrzekł, lecz twarz miał przyłożoną do poduszki i słabo było go słychać.
-Nie wstaniesz? -zaśmiał się pod nosem. -To ja cię z tego łóżka siłą wyciągnę.
Blondyn złapał kołdrę i jednym szarpnięciem ściągnął ją z Harry’ego.
-Malfoy! -wrzasnął. -Oddawaj! -wstał z łóżka i próbował wyrwać mu element pościeli. Jak on śmiał?! Dopiero co się tu wprowadził, a już czuje się, jakby to był jego dom! Ślizgon był od niego silniejszy, więc Harry nie miał szans na wygraną. Usiadł na podłodze, oparł plecy o łóżko i wyprostował nogi z obrażoną miną. Szarooki kucnął przy nim i spojrzał mu w oczy.
-Nie obrażaj się na mnie, Potter… -powiedział wykrzywiając usta w złośliwym uśmieszku. -Jestem tylko wrednym ślizgonem…  -musnął dłonią jego policzek i zaśmiał się pod nosem.
Harry miał już zamiar się na niego wydrzeć, kiedy poczuł, że coś upadło na jego kolana. Szybko domyślił się, co to może być. Ręcznik blondyna… Musiał zsunąć mu się z bioder…
-Eee…  Malfoy… -zamknął oczy, bo raczej nie chciał widzieć, co ślizgon nosi w spodniach. -Twój ręcznik… Leży na moich kolanach… -poczuł ze znów się rumieni, ale tym razem jeszcze bardziej.
-Cholera… Faktycznie. - mruknął i odsunął się od niego. Brunet poczuł jak chłopak zabiera ręcznik. Po chwili ostrożnie otworzył oczy. Biała tkanina była z powrotem na biodrach ślizgona.
-Dlaczego zamknąłeś oczy? -szarooki uniósł lekko brwi i zademonstrował swój typowy ślizgoński uśmiech.
Harry nie wiedział co odpowiedzieć. Co to miało być za pytanie?! To chyba oczywiste, dlaczego je zamknął! Miał się patrzeć?!
-Widzę, że niezbyt rozmowny jesteś -pokręcił głową. -Trudno… Daj mi ten szampon.
Harry wyciągnął z jednej z półek swój szampon o zapachu limonki i trawy cytrynowej. Podał, a raczej wcisnął go blondynowi.
-Masz. I idź już sobie -warknął. Draco wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.
„Bezczelny… debil.” pomyślał i usiadł wściekły na łóżku.

***

Dziwnie mieszkało się z Malfoyem w jednym domu. Cały czas się ze sobą kłócili. Z resztą nie było to nic nowego. We wszystkim się nie zgadzali. No, może tylko w jednym, że okropnie się nawzajem nienawidzą. Jednak Harry zauważył coś dziwnego w zachowaniu ślizgona. Często patrzył na niego, jak na coś do schrupania. Okropnie go to drażniło. Miał różne podejrzenia. Rozważał nawet to, czy Draco nie jest wampirem. Jednak szybko wybił to sobie z głowy, bo to był przecież totalny absurd. Jego życie było teraz naprawdę ciężkie. Przeżywał to co się stało pod koniec roku szkolnego. Malfoy mu dokuczał. Lupin wcale nim się nie interesował. Coraz częściej płakał, lecz chował się gdzieś po kontach, żeby blondyn tego nie widział. Potrzebował miłości… tylko, że nikt go nie kochał.
Kilka dni później po wyjątkowo wstrętnej kolacji (był gulasz, a Harry bardzo go nie lubił) Malfoy wstał i spojrzał lekceważąco na niego i wilkołaka.
-Ja dzisiaj wychodzę -oznajmił. -Prawdopodobnie wrócę dość późno.
-A gdzie idziesz? -brunet spojrzał na niego podejrzliwie.
-Nie twoja sprawa, Potter -uśmiechnął się wrednie i wyszedł z kuchni. Harry chciał go powstrzymać, ale niestety nie udało mu go złapać. Kiedy otworzył drzwi ślizgona już nie było. Musiał się deportować. Zadziwiające… już opanował tą sztukę? Widocznie jest bardzo zdolny…
Westchnął i poszedł po schodach na górę. Gdzie Malfoy mógł pójść…? Ani trochę się o niego nie martwił, wręcz przeciwnie, miał nadzieję, że się mu stanie… Czuł po prostu, że blondyn coś knuje. Szedł korytarzem i kiedy przechodził obok pokoju ślizgona, zobaczył,  że drzwi są otwarte. Po prostu mógł się powstrzymać… Ostrożnie wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Dawno nie widział czegoś takiego. Było tu tak czysto. Nigdzie nie dało się znaleźć choćby odrobiny kurzu. Wszystkie rzeczy blondyna były poukładane z wielką starannością. Spojrzał na półkę, na której były ustawione książki, oczywiście alfabetycznie. Nie mógł oprzeć się pokusie i zajrzał do szafy z ubraniami. Wszystkie ciuchy były czyste i powieszone na wieszakach… kolorystycznie… Pokręcił głową. „Jak można być takim… czyścioszkiem?” pomyślał. Zamknął szafę i podszedł do łóżka, które było zaścielane z ogromną dokładnością. Jego wzrok przykuło zdjęcie, które stało na szafce nocnej. Wziął je delikatnie do ręki i obejrzał z bliska. To było chyba nad jakiś jeziorem. Byli tam Draco i jego rodzice. Ślizgon mógł mieć co najwyżej pięć lat. Był wyraźnie obrażony. Za to pan i pani Malfoy uśmiechali się sztucznie. Harry przez chwilę wpatrywał się w ruchomy obrazek. Gdyby Malfoy zobaczył zdjęcie jego rodziców, na pewno by się śmiał. Ale on odstawił je z szacunkiem, mając mieszane uczucia. Otworzył szufladę. Było tam więcej zdjęć. Wszystkie z blondynem i jego rodzicami. Więc może Malfoy ma jednak jakieś uczucia? Nagle zobaczył jakąś kopertę. Była różowa, a w jej lewym rogu było narysowane małe, czerwone serduszko. Wziął ją do ręki. „Czyżby Malfoy miał dziewczynę?” pomyślał, uśmiechając się do siebie. Otworzył kopertę i wyciągnął z niej… zdjęcie.
-Boże… -szepnął i wytrzeszczył oczy. Zobaczył Dracona i… Snape’a. Blondyn obejmował go ramieniem z wyraźnym zadowalaniem. ‘Nietoperz’ także się uśmiechał, ale Harry nie widział u niego takiego uśmiechu. Mistrz Eliksirów był jakby… szczęśliwy. Widać było, że zdjęcie zostało zrobione całkiem niedawno. Gryfon włożył je z powrotem do koperty i zastawił wszystko tak jak zastał, żeby Malfoy się nie zorientował. Nie wiedział co to o tym myśleć. Oni są… parą?! W sumie to by wiele tłumaczyło. Draco miał takie dobre stopnie z eliksirów i w ogóle Snape zawsze mu pobłażał. Nie! To nie możliwe nie mogą być razem, bo… to są faceci! Chociaż w sumie to przecież ich spawa…
Harry był mocno wstrząśnięty tym, co przed chwilą zobaczył. Jednak nie zamierzał rezygnować z dalszego zwiedzania ‘mieszkanka’ blondyna. Tak właściwie, to nie był jeszcze w jego łazience. Malfoy tak samo jak Harry miał ją własną. Wślizgnął się do środka i od razu szczęka mu opadła. Wszędzie były poustawiane przeróżne kosmetyki. Poczuł się, jakby był w łazience jakiejś dziewczyny. Oczywiście nie potrafił nad sobą zapanować  i zaczął wszystko oglądać. Otwierał i wąchał bardzo zróżnicowane balsamy do ciała, kremy, żele pod prysznic itd. Było tu prawie jak w sklepie. Teraz miał w ręce ogórkowy krem nawilżający do twarzy. Odkręcił wieko i nasycał się wyjątkowo przyjemnym zapachem. Nagle usłyszał, że drzwi od łazienki się otwierają. Błyskawicznie się odwrócił i zobaczył, że stoi przed nim… Malfoy. Blondyn był wyraźnie rozbawiany.
-Potter… Co ty robisz w mojej łazience…? -zapytał lekko się uśmiechając.
Harry nie wiedział co mu odpowiedzieć, więc tylko patrzył na niego w milczeniu.
-Hmm… Czyżby spodobał ci się ten krem? -podszedł do niego tak blisko, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Zabrał mu z ręki pudełeczko. Harry głośno przełknął ślinę. Bliskość blondyna niezbyt mu się podobała.
-Wiesz, masz dobry gust, gdyż to jest mój ulubiony… -ciągnął dalej. -Niestety jest bardzo drogi i raczej nie stać na niego… -uśmiechnął się wrednie. -Ale nie będę takim chamem…
Szarooki wziął trochę kremu na palec i zaczął delikatnie wsmarowywać go w policzki i nos bruneta. Harry poczuł, że jego twarz płonie w rumieńcach. Stał w bezruchu, bo nie wiedział, co ma zrobić. Dotyk chłopaka był nawet… przyjemny. Ale… nie!
Odskoczył od blondyna, uderzając się przy tym o umywalkę. Bolało, ale nie chciał tego okazywać.
-Ej, Potter -znów przybliżył się do niego. -Przecież cię nie zjem - zbliżył swoją twarz do jego twarzy tak, że ich nosy prawie się stykały.
-Malfoy… co ty robisz…? -zapytał niepewnie. Chciał cofnąć się trochę w tył, jednak nie mógł, bo umywalka mu to blokowała. Spojrzał na ślizgona z lekkim przerażeniem. Dopiero teraz zauważył, że blondyn ma na szyi malinkę… Bał się zapytać, kto mu ją zrobił, jednak chyba się domyślał.
-Ja? Ja nic nie robię… -ostrożnie pogłaskał Harry’ego po torsie. Brunet lekko drgnął. Szarooki powoli zbliżał swoje usta do jego ust.
-Nie… proszę… -wyjąkał. Poczuł jak jego usta stykają się z ustami Malfoya. Blondyn zaczął delikatnie przygryzać jego wargi, próbując uczynić pocałunek bardziej namiętnym.
-Malfoy, przes… -nie dokończył, gdyż ślizgon wykorzystał to, że otworzył usta. Wsunął język między jego wargi, do środka. To było tak przyjemne, że Harry nie mógł się powstrzymać i także wsunął język do ust chłopaka. Pieścił jego podniebie i badał całe wnętrze. Nagle zdał sobie sprawę z tego  co robi… Oderwał się od Malfoya, odepchnął go i wybiegł z łazienki, a potem z pokoju ślizgona. Zbierało mu się na wymioty. Wpadł do swojego pokoju i natychmiast do łazienki. Wziął szybko szczoteczkę do zębów i nałożył na nią pastę. Mył zęby kilka razy, ale nadal nie mógł pozbyć się wstrętu. Nie mógł uwierzyć… Całował się… z MALFOYEM!