poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 4



Pustka… Wszędzie tylko czerń… Nie było stąd wyjścia… Co to ma być?!
-Severusie, mogę cię tu na chwilę poprosić? -usłyszał lodowaty głos, który przeszył jego ciało nieprzyjemnym dreszczem, a blizna na czole okropnie go rozbolała. Czyj to głos…? Miał wrażenie, że gdzieś go już kiedyś słyszał…
-Tak, panie… Słucham, w czym mogę pomóc? - ten paskudny ton znał doskonale. Z resztą jak mógł go nie rozpoznawać po tylu lekcjach eliksirów? Jednak tym razem w głosie Snape’a było… przerażenie.
Powoli znikała ciemność i pojawiał obraz, który był z każdą chwilą wyraźniejszy. Zobaczył… Voldemorta i tak jak się domyślał swojego Mistrza Eliksirów. Byli w jakimś gabinecie. Czarny pan siedział przy biurku, a Snape siedział na krześle naprzeciwko niego. Nauczyciel był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, a jego nogi i ręce delikatnie trzęsły. Riddle miał głowę lekko uniesioną do góry i patrzył na rozmówcę z wielką pogardą. Oboje zdawali się nie widzieć Harry’ego. Czuł się jakby oglądał wspomnienie w myślodsiewni…
-Pilnie potrzebni mi Malfoyowie - przemówił Voldemort bardzo rzeczowym tonem.
-Panie, ale Lucjusz… -zaczął Snape.
-Wiem, jest w Azkabanie. Nie rób ze mnie idioty, Severusie - Mistrz Eliksirów drgnął znacznie, widocznie ze strachu, że za to co powiedział, może spotkać go kara. -Jednak Nazcyza i jej syn Draco nadal są na wolności. Potrzebuję ich, szczególnie tego dzieciaka… Nie obchodzi mnie ile on dla ciebie znaczy… Masz go tu przyprowadzić. Razem z jego matką. Rozumiesz?
-Rozumiem, panie…
-Czy Draco jest mi wierny? Nie ma jeszcze Mrocznego Znaku, więc nie mogę go kontrolować…
-Panie, on… -nogi Snape’a zaczęły się jeszcze mocniej trząść. Rozpiął jeden guzik u samej góry szaty, chyba dlatego, że zrobiło mu się nieco gorąco.
Nagle wszystko zaczęło się rozmywać i robiło się coraz jaśniej. Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie leży w łóżku.  Blizna prawie wcale już go nie piekła, pozostało tylko delikatne… jakby mrowienie. Ale zaraz… To nie jest jego łóżko! Słabo widział, bo nie miał na nosie okularów. Gdzie on jest?
-Słyszysz mnie, Potter? - nie wiedział kto z nim rozmawia, ale chyba powinien odpowiedzieć skoro słyszy.
-Tak - powiedział krótko.
-Jak się czujesz? -kolejne pytanie trochę go zainteresowało. Niby dla czego ktoś miałby się pytać, jak on się czuje?
-Dobrze. Jednak nic nie widzę -odpowiedział bez namysłu.
-Fakt, okulary - usłyszał szept i po chwili ktoś założył mu „drugie oczy” na nos. Rozejrzał się wokół i wszystko co zobaczył było dla niego niemałym szokiem. Teraz doskonale wiedział gdzie jest. W Grimmauld Place 12. W obecnym pokoju Malfoya. Dokładniej w jego łóżku. Obok stał właśnie on…  Twarz ślizgona była jednocześnie zmęczona, zakłopotana, a także lekko wystraszona. Powoli zaczął kojarzyć fakty. Dobrze pamiętał co stało się… Właśnie, kiedy?
-Jaki dzisiaj dzień? - zapytał.
-Ten sam co był rano. Spałeś tylko kilkanaście godzin. Jest już trochę późno… - odpowiedział blondyn wpatrując się z troską w Harry’ego. To było naprawdę dziwne…
Chciał usiąść, ale okazało się, że jego głowa jest jakaś… ciężka. Dotknął jej i dopiero teraz zauważył, że jest owinięta bandażem. Czyżby uszkodził sobie głowę? Pamiętał tylko ból, kiedy upadł…
-Na pewno wszystko w porządku? - zapytał Malfoy, widocznie nie wierząc, że Harry czuje się dobrze.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i stanął w nich… Severus Snape. Wyglądał jakby przed chwilą ktoś go mocno wystraszył i jeszcze nie zdążył się opanować. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Harry tylko uśmiechnął się beztrosko.
-Chyba nie do końca… Mam halucynacje… Wydaje mi się, że właśnie stoi za tobą najwredniejsza, najbardziej zarozumiała i paskudna osoba na świecie. Nasz nauczyciel eliksirów -powiedział, gdyż niemożliwa wydawała mu się obecność Snape’a tutaj.
-To nie są halucynacje, Potter -pisnął ślizgon.
-Dziękuję za te bardzo miłe słowa powitania, panie Potter -zaczął nauczyciel, a Harry zamarł z przerażenia. - Gdyby to był rok szkolny, pański dom stracił by wiele punktów, jednak ma pan szczęście, że są wakacje. Mimo wszystko zapamiętam sobie pańską opinię o mojej osobie - powiedział swoim zwykłym, zimnym tonem.
Harry przez chwilę na niego patrzył, nie mając pojęcia co powiedzieć. Jednak… coś mu się przypomniało. Jego… sen? Chyba tak… Wszystko jedno i tak był godny uwagi.
-Gdzie pan przed chwilą był? -zapytał bez namysłu.
-Słucham? -Snape ze zdziwieniem uniósł jedną brew. - A co to cię obchodzi, Potter?
-Był pan u Voldemorta? -nie wiedział nawet skąd w nim tyle odwagi. Po tym pytaniu Draco wydał z siebie dziwny dźwięk. Coś pomiędzy jękiem, westchnieniem a zduszonym krzykiem. Mistrz Eliksirów zamrugał, prawdopodobnie z niedowierzania.
-Cóż za śmiałość… a raczej bezczelność… Powtarzam, to nie jest twoja sprawa - Snape znacznie się zdenerwował. Jego twarz była jeszcze bardziej spięta niż zazwyczaj, co dawało jej surowszy wygląd. Urywał coś… To było widać.
-Byłeś u niego! Wiem o tym! Miałem sen… - próbował, jednak nie potrafił mu niczego udowodnić. To był sen, ale jego sny tego typu zazwyczaj także dzieją się w rzeczywistości. Tylko jeden się nie sprawdził… Ten o Syriuszu…
-Miałeś sen? -prychnął Mistrz Eliksirów. -Więc co takiego ciekawego ci się przyśniło? -zapytał z kpiną.
-Więc… -starał się sobie wszystko dokładnie przypomnieć. Zerknął na Malfoya, który nadal stał przy łóżku z naprawdę przerażoną miną. -To było… w jakimś gabinecie. Byłeś tam ty i Voldemort… Hmm… Rozmawialiście o… Malfoyach. Tak, najpierw coś Lucjuszu, o tym, że jest w Azkabanie. Potem Voldemort kazał ci sprowadzić do niego jak najszybciej Dracona i jego matkę… Pytał jeszcze o to czy Draco jest mu wierny…  Nie usłyszałem odpowiedz, bo się obudziłem… -wiedział, jak bardzo chaotycznie to wszystko opowiedział.
Spojrzał na Snape’a, który był teraz równie blady jak w jego śnie. Przeniósł wzrok na Dracona, który wyglądał teraz, jakby przed chwilą zobaczył ducha. W końcu, jeśli ten zdarzył się naprawdę, to Malfoy musi… Ale co musi? Iść do Voldemorta? Ale dlaczego? Przecież mu nie służy…
-Severusie… -szepnął Malfoy, spuszczając wzrok. -Czy to prawda? Byłeś tam…?
Mistrz Eliksirów milczał.
-Czy ty… mnie wydałeś Czarnemu Panu? -zadał kolejne pytanie, pomimo, że nie uzyskał odpowiedzi na poprzednie.
-Ile razy mam ci to powtarzać? Nic dla mnie nie znaczysz… Jesteś dla mnie nikim… Rozumiesz? Nikim… - wyszeptał jadowicie. Harry nie potrafił sobie wyobrazić jak bardzo te słowa musiały zaboleć ślizgona. Draco mówił mu przecież ile czasu spędza ze Snape’em… Mówił, że są w pewnym rodzaju związku…
Zauważył, że Malfoy ma łzy w oczach. Snape też to zauważył.
-Jeśli masz zamiar płakać, to wyjdź stąd. Nie mam ochoty na to patrzeć. -powiedział niezwykle wrednie, nawet jak na niego.
-Nie -powiedział krótko i stanowczo ślizgon.
-Więc przejdźmy do sprawy dla której właściwie tu jestem… Potter, odpowiadaj teraz na moje pytania. Co ci się stało?
-Uderzyłem się w głowę -zastanawiał się po co w ogóle Snape chce to wiedzieć.
-Ach… wydaje mi się, że to nie pierwszy raz w twoim życiu… -zaśmiał się pod nosem. Harry miał ochotę zrobić mu krzywdę, ale po pierwsze nie był w stanie, a po drugie to nadal jest jego nauczyciel. -Jak to się stało?
-Krzesło na którym siedziałem, przechyliło się do tyłu i upadłem. - na myśl przechodziły mu tylko suche fakty, więc nie ubarwiał ich szczegółami.
-Dlaczego krzesło się przewróciło?
-„Ponieważ zaraz po tym jak Malfoy opowiedział mi, jak go pan wykorzystuje od pierwszego roku nauki w Hogwarcie, zaczął mnie macać, a ja nie wiedząc co robić, chciałem się odsunąć, ale przewróciłem krzesło i upadłem…” - pomyślał, jednak tego nie powiedział. Czuł, że nie  powinien tego mówić. Spojrzał na Dracona, który mierzył go błagalnym wzrokiem. Więc musi skłamać. Nie chce przecież, żeby ślizgon miał więcej problemów niż ma teraz… Ale dlaczego tego chciał? Przecież go nienawidził… Właśnie, czy on go nadal nienawidził? Chyba bardziej mu współczuł… A ślizgon przecież nie chciał, żeby mu współczuć. -Po prostu bezmyślnie bujałem się na krześle. -powiedział w końcu.
-Na pewno? -zapytał podejrzliwie.
-A czemu miałbym kłamać? -próbował użyć kpiącego tonu.
-Niech ci będzie, Potter -mruknął, wyjmując z kieszeni małą fiolkę z jakimś różowym płynem i podał mu ją. -Wypij ten eliksir, a rano nie będzie nawet blizny - powiedział obojętnie.
Harry wypił eliksir jednym łykiem. Był na szczęście dość słodki i smaczny. Miał nadzieję, że zadziała. Nie chciał chodzić z tym bandażem na głowie przez kilka dni.
Ponownie spojrzał na Malfoya, który chyba nie wiedział co zrobić. Harry też dziwie się czuł. Snape przecież nie wie, że Draco mu o wszystkim powiedział.
-Wypłakałeś się już? -zwrócił się w końcu do Dracona.
-Wcale nie płakałem -odpowiedział cicho.
-Wybacz, umknęło to mojej uwadze. -prychnął mężczyzna.
Harry nie wiedział, czy się odezwać czy nie. Bronienie Malfoya byłoby czymś naprawdę niecodziennym, jednak w tej sytuacji chyba koniecznym. Ale… może Snape zaraz sobie pójdzie i wszystko będzie dobrze.
-Zgadnij Draco, na co mam teraz ochotę… -mężczyzna wypowiedział to z takim erotyzmem głosie, że Harry’ego przeszył dziwny dreszcz.
-Nie… Nie chcę… Proszę… - wyjąkał ślizgon.
Harry domyślał się na co Snape może mieć ochotę… Nie pozwoli mu na to! Już nigdy więcej nie pozwoli mu zrobić krzywdy Draconowi! Kiedy zobaczył jak Mistrz Eliksirów łapie blondyna za ramię i próbuję wprowadzić go z pokoju, poczuł w sobie wielką odwagę albo raczej po prostu wpadł w delikatną furię.
-Zostaw go ty paskudny zboczeńcu! Nie pozwolę ci! On tego nie chce! -ryknął, gwałtownie siadając na łóżku.
-Słucham? - Snape spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem. -Skąd wiesz co chcę mu zrobić?
-Wszystko mi powiedział, ty pedofilu! Powiedział mi jak go wykorzystywałeś i nadal wykorzystujesz! -krzyknął z gniew. Draco miał teraz zamknięte oczy. Widocznie czekał na wybuch wściekłości mężczyzny.
-Powiedziałeś mu o wszystkim, mimo tego, że miałeś nikomu nie mówić? -zapytał ślizgona, potrząsając nim brutalnie.
-Tak -jęknął łamiącym się głosem.
-Więc teraz spotka cię kara… -szepnął, jednak tyle głośno, że Harry doskonale słyszał jego słowa. -Ale nie taka jak zawsze. Tym razem upokorzę cię publicznie. Na oczach pana Pottera… -po tych słowach przycisnął szarookiego do ściany i uderzył kolanem w jego krocze.
-Przestań…  -jęknął, a raczej syknął blondyn.
Nie, nie i jeszcze raz nie! Tak być nie może! Musi coś zrobić… ale co? nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Był dość głupi i ryzykowny, ale mógł zadziałać. Wstał z łóżka i nie przejmując się bandażem na głowie, szybko podszedł do Snape’a i złapał go za ramie.
-Powiedziałem, zostaw go! Nie będziesz go więcej dotykał! On ma chłopaka... -ostatnie zdanie było, kłamstwem, więc  ciężej mu było je powiedzieć.
-Tak? -mężczyzna spojrzał na Harry’ego unosząc wysoko obie brwi. -Więc kto jest jego chłopakiem?
-Ja -oznajmił z dumą. Wiedział, że to może go wiele kosztować, ale tak bardo chciał powstrzymać Snape’a. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, bo raczej nie wierzył w to co powiedział Harry. Cóż, musi mu uwierzyć, więc…
Odepchnął Mistrza Eliksirów i stanął naprzeciwko Dracona, patrząc mu prosto w oczy. Trudno, skoro już to raz zrobili… Oplótł rękami szyję ślizgona i przylgnął wargami do jego warg. Poczuł coś w stylu… magii. Bardzo przyjemnej magii. Kiedy jakieś pół roku temu całował się z Cho, nie czuł tego. Malfoy zaczął odwzajemniać pocałunki i robił to w tak wspaniały sposób, że Harry pragnął nigdy nie przestawać… Cały świat przestał go obchodzić. Zatopił się w cudownym smaku ust blondyna i cały czas pragnął więcej i więcej, więc całował coraz łapczywiej. Po chwili opamiętał się i delikatnie się odsunął. Nie mógł zaprzeczyć. To było cudowne…
Spojrzał na Snape’a, który miał teraz naprawdę dziwną miną. Jego usta były lekko rozchylone, a oczy wydawały się większe niż zazwyczaj. Mężczyzna wziął głęboki, zamknął usta i wyszedł z pokoju w milczeniu.
-Dziękuję ci… kochanie -powiedział szarooki z szerokim uśmiechem.
-Ej! Obroniłem cię przed nim, a ty mi się tak odwdzięczasz? - powiedział z wyrzutem. Zresztą wiedział, że tak będzie. Teraz Malfoy ni da mu tak szybko spokoju.
-Przepraszam cię, słońce…  -zaśmiał się cicho. -Jesteś głodny? Poważnie pytam, bo ja jestem.
-No… -zastanowił się chwilę. -Trochę.
-Chodź na dół do kuchni, to zrobię nam kanapki - powiedział i ruszył w stronę drzwi.
-Ale… -wskazał palcem na swoją głowę. -Ten bandaż…
-Zdejmij go. Snape cię okłamał, bo chciał, żebyś leżał całą noc w łóżku i  nie przeszkadzał mu w jego… planach. -ostatnie słowo wypowiedział dość niepewnie. -Rana na pewno się już zagoiła.
Harry jednym szybko odwinął z głowy materiał i trzymał go w ręce.
-Zostaw to na łóżku… Potem i tak tu będę musiał posprzątać.
Harry’ego zdziwiła jedna rzecz… W pokoju było naprawdę czysto, ślizgon chciał tam sprzątać… Cóż, jego sprawa.
Obaj zeszli do kuchni. W domu nie było już ani śladu po Severusie. Musiał być tak wściekły, że chciał stąd wyjść jak najszybciej. Harry usiadł przy stole, a Draco zaczął robić kanapki z serem. Zielonooki obserwował go uważnie. Co chwila zerkał na bruneta i oblizywał wargi w niezwykle seksowny sposób. Kiedy już skończył postawił talerz z kilkoma kanapkami na stole i usiadł na przeciwko gryfona.
Harry zjadł dwie kanapki w milczeniu. Ślizgon zjadł tylko jedną, pewnie dlatego, że „jest na diecie”.
-Smakowało ci, skarbie? - zapytał kpiąco blondyn.
Harry postanowił, że trochę się powygłupia, bo czemu Malfoy może sobie żartować, a on nie?
-Oczywiście, misiaczku… W końcu to ty zrobiłeś te kanapki, więc musiały być pyszne - odpowiedział z uśmiechem.
-To dobrze… Lubię kiedy jesteś zadowolony, cukiereczku - uśmiech szarookiego był… uroczy? Tak przynajmniej się wydawało.
-A zadowolisz mnie jeszcze bardziej? - to było pierwsze, co przyszło mu do głowy. Miał nadzieję, że Malfoy nie weźmie sobie tego  zbyt do serca.
-Och, zrobię co tylko zechcesz… - teraz jego uśmiech nie był już taki uroczy, a raczej figlarny.
Harry wstał, a Draco zrobił to samo.  Odeszli trochę od stołu i przybliżyli się do siebie. Miał złe przeczucia… Pewnie zdarzy się coś niepotrzebnego. Jednak przecież oni tylko sobie żartują…
-Kocham cię, Draco! Jesteś dla mnie najważniejszy! Nie potrafiłbym bez ciebie żyć! -gestykulował i poruszał się tak, jakby grał w teatrze.
-Kocham cię! Wszystko ci oddam! O cokolwiek poprosisz… - Malfoy też był niezłym aktorem.
Blondyn podszedł do niego jeszcze bliżej i rozpiął mu rozporek i guzik, więc spodnie opadły mu aż do kolan. Stał w bokserkach ze spodniami w okolicach kolan, a blondyn na niego patrzy. Ta myśl wywołała u niego rumieńce, jednak po chwili wymyślił coś… ciekawego.
-Draco… mocniej… Poruszaj szybciej tą ręką… Błagam… tak bardzo tego pragnę… -wyjęczał. Miał nadzieję, że Malfoy zrozumie o co mu chodzi. Nie mylił się. Ślizgon ułożył rękę w odpowiedni sposób w okolicach jego krocza i zaczął nią poruszać. Na szczęście ani razu nie dotknął Harry’ego.
-Och… To takie przyjemne! - sam nie wiedział, co strzeliło mu do głowy. Blondyn zaczął chichotać, a gryfon tylko szeroko się uśmiechnął.
Odchylił głowę do tyłu, udając, że za chwilę…
Jednak w tej chwili stało coś, czego się nie spodziewał. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się w objęciach Malfoya. Poczuł to znowu… Znowu smak jego ust… Tylko, że tym razem pocałunki były bardziej brutalne. Blondyn nie udawał. On naprawdę chciał to czuć. Skoro to dla ich obu było takie przyjemne, to czemu nie…?
Harry poczuł za sobą stół. Momentalnie został na niego popchnięty przez Malfoya. Hm… Leżał na stole. Blondyn chwilę później położył się na nim i ponownie zaczął miażdżyć jego wargi swoimi.
Usłyszał jakby skrzypienie drzwi…  Nie… Zdawało mu się…
Dalej namiętnie całował te słodkie usta.
-Boże! -usłyszał krzyk. To już mu się na pewno nie wydawało.
Draco szybko z niego zszedł i mógł zobaczyć, kto tak krzyczał. Stał przed nimi Lupin, z miną wręcz nie do opisania. Usta mu drgały, oczy sprawiały wrażenie, jakby za chwilę miały wypaść z oczodołów.
-To… nie tak jak myślisz… Naprawdę… -wyjąkał cały się rumieniąc, z resztą podobnie jak blondyn. Jednak jak miał wytłumaczyć, że leżał na stole całując się Malfoyem w dodatku ze spodniami zsuniętymi do kolan. Remus pewnie teraz myśli, że on i Draco chcieli właśnie… Nie, nie, nie! Nie zrobiłby tego! Nigdy!
Nie chcąc się tłumaczyć, zapiął spodnie, wybiegł z kuchni i udał się do swojego pokoju. Wziął szybki prysznic, jednak tym razem nawet nie pomyślał o tym, żeby umyć zęby. Chciał czuć ten smak… Ten cudowny smak ust Malfoya… Jego największego wroga… Jednak czy można go jeszcze nazywać wrogiem…?
Nie potrafił teraz odpowiedzieć sobie na to pytanie, więc zasnął rozmyślając nad tym…

2 komentarze:

  1. HAHAHAHA Ale jaja xDDD Nie no chyba tylko ja śmiałam się czytając :D Piszesz świetnie, i bardzo podobają mi się twoje
    pomysły xD
    #Tonks

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu dopiero teraz znalazłam ten blog? Kocham i uwielbiam! <3

    OdpowiedzUsuń