Pustka…
Wszędzie tylko czerń… Nie było stąd wyjścia… Co to ma być?!
-Severusie,
mogę cię tu na chwilę poprosić? -usłyszał lodowaty głos, który przeszył jego
ciało nieprzyjemnym dreszczem, a blizna na czole okropnie go rozbolała. Czyj to
głos…? Miał wrażenie, że gdzieś go już kiedyś słyszał…
-Tak, panie…
Słucham, w czym mogę pomóc? - ten paskudny ton znał doskonale. Z resztą jak
mógł go nie rozpoznawać po tylu lekcjach eliksirów? Jednak tym razem w głosie
Snape’a było… przerażenie.
Powoli
znikała ciemność i pojawiał obraz, który był z każdą chwilą wyraźniejszy.
Zobaczył… Voldemorta i tak jak się domyślał swojego Mistrza Eliksirów. Byli w
jakimś gabinecie. Czarny pan siedział przy biurku, a Snape siedział na krześle
naprzeciwko niego. Nauczyciel był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, a jego nogi i
ręce delikatnie trzęsły. Riddle miał głowę lekko uniesioną do góry i patrzył na
rozmówcę z wielką pogardą. Oboje zdawali się nie widzieć Harry’ego. Czuł się
jakby oglądał wspomnienie w myślodsiewni…
-Pilnie
potrzebni mi Malfoyowie - przemówił Voldemort bardzo rzeczowym tonem.
-Panie, ale Lucjusz…
-zaczął Snape.
-Wiem, jest
w Azkabanie. Nie rób ze mnie idioty, Severusie - Mistrz Eliksirów drgnął
znacznie, widocznie ze strachu, że za to co powiedział, może spotkać go kara.
-Jednak Nazcyza i jej syn Draco nadal są na wolności. Potrzebuję ich,
szczególnie tego dzieciaka… Nie obchodzi mnie ile on dla ciebie znaczy… Masz go
tu przyprowadzić. Razem z jego matką. Rozumiesz?
-Rozumiem,
panie…
-Czy Draco
jest mi wierny? Nie ma jeszcze Mrocznego Znaku, więc nie mogę go kontrolować…
-Panie, on…
-nogi Snape’a zaczęły się jeszcze mocniej trząść. Rozpiął jeden guzik u samej
góry szaty, chyba dlatego, że zrobiło mu się nieco gorąco.
Nagle
wszystko zaczęło się rozmywać i robiło się coraz jaśniej. Zdał sobie sprawę, że
prawdopodobnie leży w łóżku. Blizna prawie
wcale już go nie piekła, pozostało tylko delikatne… jakby mrowienie. Ale zaraz…
To nie jest jego łóżko! Słabo widział, bo nie miał na nosie okularów. Gdzie on
jest?
-Słyszysz
mnie, Potter? - nie wiedział kto z nim rozmawia, ale chyba powinien odpowiedzieć
skoro słyszy.
-Tak -
powiedział krótko.
-Jak się
czujesz? -kolejne pytanie trochę go zainteresowało. Niby dla czego ktoś miałby
się pytać, jak on się czuje?
-Dobrze.
Jednak nic nie widzę -odpowiedział bez namysłu.
-Fakt,
okulary - usłyszał szept i po chwili ktoś założył mu „drugie oczy” na nos.
Rozejrzał się wokół i wszystko co zobaczył było dla niego niemałym szokiem.
Teraz doskonale wiedział gdzie jest. W Grimmauld Place 12. W obecnym pokoju
Malfoya. Dokładniej w jego łóżku. Obok stał właśnie on… Twarz ślizgona była jednocześnie zmęczona,
zakłopotana, a także lekko wystraszona. Powoli zaczął kojarzyć fakty. Dobrze
pamiętał co stało się… Właśnie, kiedy?
-Jaki
dzisiaj dzień? - zapytał.
-Ten sam co
był rano. Spałeś tylko kilkanaście godzin. Jest już trochę późno… -
odpowiedział blondyn wpatrując się z troską w Harry’ego. To było naprawdę
dziwne…
Chciał
usiąść, ale okazało się, że jego głowa jest jakaś… ciężka. Dotknął jej i
dopiero teraz zauważył, że jest owinięta bandażem. Czyżby uszkodził sobie głowę?
Pamiętał tylko ból, kiedy upadł…
-Na pewno
wszystko w porządku? - zapytał Malfoy, widocznie nie wierząc, że Harry czuje
się dobrze.
Nagle drzwi
od pokoju otworzyły się i stanął w nich… Severus Snape. Wyglądał jakby przed
chwilą ktoś go mocno wystraszył i jeszcze nie zdążył się opanować. Wszedł do
środka i zamknął za sobą drzwi. Harry tylko uśmiechnął się beztrosko.
-Chyba nie
do końca… Mam halucynacje… Wydaje mi się, że właśnie stoi za tobą
najwredniejsza, najbardziej zarozumiała i paskudna osoba na świecie. Nasz
nauczyciel eliksirów -powiedział, gdyż niemożliwa wydawała mu się obecność
Snape’a tutaj.
-To nie są
halucynacje, Potter -pisnął ślizgon.
-Dziękuję za
te bardzo miłe słowa powitania, panie Potter -zaczął nauczyciel, a Harry zamarł
z przerażenia. - Gdyby to był rok szkolny, pański dom stracił by wiele punktów,
jednak ma pan szczęście, że są wakacje. Mimo wszystko zapamiętam sobie pańską
opinię o mojej osobie - powiedział swoim zwykłym, zimnym tonem.
Harry przez
chwilę na niego patrzył, nie mając pojęcia co powiedzieć. Jednak… coś mu się
przypomniało. Jego… sen? Chyba tak… Wszystko jedno i tak był godny uwagi.
-Gdzie pan
przed chwilą był? -zapytał bez namysłu.
-Słucham?
-Snape ze zdziwieniem uniósł jedną brew. - A co to cię obchodzi, Potter?
-Był pan u
Voldemorta? -nie wiedział nawet skąd w nim tyle odwagi. Po tym pytaniu Draco
wydał z siebie dziwny dźwięk. Coś pomiędzy jękiem, westchnieniem a zduszonym
krzykiem. Mistrz Eliksirów zamrugał, prawdopodobnie z niedowierzania.
-Cóż za
śmiałość… a raczej bezczelność… Powtarzam, to nie jest twoja sprawa - Snape
znacznie się zdenerwował. Jego twarz była jeszcze bardziej spięta niż
zazwyczaj, co dawało jej surowszy wygląd. Urywał coś… To było widać.
-Byłeś u
niego! Wiem o tym! Miałem sen… - próbował, jednak nie potrafił mu niczego
udowodnić. To był sen, ale jego sny tego typu zazwyczaj także dzieją się w
rzeczywistości. Tylko jeden się nie sprawdził… Ten o Syriuszu…
-Miałeś sen?
-prychnął Mistrz Eliksirów. -Więc co takiego ciekawego ci się przyśniło?
-zapytał z kpiną.
-Więc…
-starał się sobie wszystko dokładnie przypomnieć. Zerknął na Malfoya, który
nadal stał przy łóżku z naprawdę przerażoną miną. -To było… w jakimś gabinecie.
Byłeś tam ty i Voldemort… Hmm… Rozmawialiście o… Malfoyach. Tak, najpierw coś
Lucjuszu, o tym, że jest w Azkabanie. Potem Voldemort kazał ci sprowadzić do
niego jak najszybciej Dracona i jego matkę… Pytał jeszcze o to czy Draco jest
mu wierny… Nie usłyszałem odpowiedz, bo
się obudziłem… -wiedział, jak bardzo chaotycznie to wszystko opowiedział.
Spojrzał na
Snape’a, który był teraz równie blady jak w jego śnie. Przeniósł wzrok na
Dracona, który wyglądał teraz, jakby przed chwilą zobaczył ducha. W końcu,
jeśli ten zdarzył się naprawdę, to Malfoy musi… Ale co musi? Iść do Voldemorta?
Ale dlaczego? Przecież mu nie służy…
-Severusie…
-szepnął Malfoy, spuszczając wzrok. -Czy to prawda? Byłeś tam…?
Mistrz
Eliksirów milczał.
-Czy ty…
mnie wydałeś Czarnemu Panu? -zadał kolejne pytanie, pomimo, że nie uzyskał
odpowiedzi na poprzednie.
-Ile razy
mam ci to powtarzać? Nic dla mnie nie znaczysz… Jesteś dla mnie nikim…
Rozumiesz? Nikim… - wyszeptał jadowicie. Harry nie potrafił sobie wyobrazić jak
bardzo te słowa musiały zaboleć ślizgona. Draco mówił mu przecież ile czasu
spędza ze Snape’em… Mówił, że są w pewnym rodzaju związku…
Zauważył, że
Malfoy ma łzy w oczach. Snape też to zauważył.
-Jeśli masz
zamiar płakać, to wyjdź stąd. Nie mam ochoty na to patrzeć. -powiedział
niezwykle wrednie, nawet jak na niego.
-Nie
-powiedział krótko i stanowczo ślizgon.
-Więc
przejdźmy do sprawy dla której właściwie tu jestem… Potter, odpowiadaj teraz na
moje pytania. Co ci się stało?
-Uderzyłem
się w głowę -zastanawiał się po co w ogóle Snape chce to wiedzieć.
-Ach… wydaje
mi się, że to nie pierwszy raz w twoim życiu… -zaśmiał się pod nosem. Harry
miał ochotę zrobić mu krzywdę, ale po pierwsze nie był w stanie, a po drugie to
nadal jest jego nauczyciel. -Jak to się stało?
-Krzesło na
którym siedziałem, przechyliło się do tyłu i upadłem. - na myśl przechodziły mu
tylko suche fakty, więc nie ubarwiał ich szczegółami.
-Dlaczego
krzesło się przewróciło?
-„Ponieważ
zaraz po tym jak Malfoy opowiedział mi, jak go pan wykorzystuje od pierwszego
roku nauki w Hogwarcie, zaczął mnie macać, a ja nie wiedząc co robić, chciałem
się odsunąć, ale przewróciłem krzesło i upadłem…” - pomyślał, jednak tego nie
powiedział. Czuł, że nie powinien tego
mówić. Spojrzał na Dracona, który mierzył go błagalnym wzrokiem. Więc musi
skłamać. Nie chce przecież, żeby ślizgon miał więcej problemów niż ma teraz…
Ale dlaczego tego chciał? Przecież go nienawidził… Właśnie, czy on go nadal
nienawidził? Chyba bardziej mu współczuł… A ślizgon przecież nie chciał, żeby
mu współczuć. -Po prostu bezmyślnie bujałem się na krześle. -powiedział w
końcu.
-Na pewno?
-zapytał podejrzliwie.
-A czemu
miałbym kłamać? -próbował użyć kpiącego tonu.
-Niech ci
będzie, Potter -mruknął, wyjmując z kieszeni małą fiolkę z jakimś różowym
płynem i podał mu ją. -Wypij ten eliksir, a rano nie będzie nawet blizny -
powiedział obojętnie.
Harry wypił
eliksir jednym łykiem. Był na szczęście dość słodki i smaczny. Miał nadzieję,
że zadziała. Nie chciał chodzić z tym bandażem na głowie przez kilka dni.
Ponownie
spojrzał na Malfoya, który chyba nie wiedział co zrobić. Harry też dziwie się
czuł. Snape przecież nie wie, że Draco mu o wszystkim powiedział.
-Wypłakałeś
się już? -zwrócił się w końcu do Dracona.
-Wcale nie
płakałem -odpowiedział cicho.
-Wybacz,
umknęło to mojej uwadze. -prychnął mężczyzna.
Harry nie
wiedział, czy się odezwać czy nie. Bronienie Malfoya byłoby czymś naprawdę
niecodziennym, jednak w tej sytuacji chyba koniecznym. Ale… może Snape zaraz
sobie pójdzie i wszystko będzie dobrze.
-Zgadnij
Draco, na co mam teraz ochotę… -mężczyzna wypowiedział to z takim erotyzmem
głosie, że Harry’ego przeszył dziwny dreszcz.
-Nie… Nie
chcę… Proszę… - wyjąkał ślizgon.
Harry
domyślał się na co Snape może mieć ochotę… Nie pozwoli mu na to! Już nigdy
więcej nie pozwoli mu zrobić krzywdy Draconowi! Kiedy zobaczył jak Mistrz
Eliksirów łapie blondyna za ramię i próbuję wprowadzić go z pokoju, poczuł w
sobie wielką odwagę albo raczej po prostu wpadł w delikatną furię.
-Zostaw go
ty paskudny zboczeńcu! Nie pozwolę ci! On tego nie chce! -ryknął, gwałtownie
siadając na łóżku.
-Słucham? -
Snape spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem. -Skąd wiesz co chcę mu zrobić?
-Wszystko mi
powiedział, ty pedofilu! Powiedział mi jak go wykorzystywałeś i nadal wykorzystujesz!
-krzyknął z gniew. Draco miał teraz zamknięte oczy. Widocznie czekał na wybuch
wściekłości mężczyzny.
-Powiedziałeś
mu o wszystkim, mimo tego, że miałeś nikomu nie mówić? -zapytał ślizgona,
potrząsając nim brutalnie.
-Tak -jęknął
łamiącym się głosem.
-Więc teraz
spotka cię kara… -szepnął, jednak tyle głośno, że Harry doskonale słyszał jego
słowa. -Ale nie taka jak zawsze. Tym razem upokorzę cię publicznie. Na oczach
pana Pottera… -po tych słowach przycisnął szarookiego do ściany i uderzył kolanem
w jego krocze.
-Przestań… -jęknął, a raczej syknął blondyn.
Nie, nie i
jeszcze raz nie! Tak być nie może! Musi coś zrobić… ale co? nagle wpadł mu do
głowy pewien pomysł. Był dość głupi i ryzykowny, ale mógł zadziałać. Wstał z
łóżka i nie przejmując się bandażem na głowie, szybko podszedł do Snape’a i
złapał go za ramie.
-Powiedziałem,
zostaw go! Nie będziesz go więcej dotykał! On ma chłopaka... -ostatnie zdanie
było, kłamstwem, więc ciężej mu było je
powiedzieć.
-Tak?
-mężczyzna spojrzał na Harry’ego unosząc wysoko obie brwi. -Więc kto jest jego
chłopakiem?
-Ja
-oznajmił z dumą. Wiedział, że to może go wiele kosztować, ale tak bardo chciał
powstrzymać Snape’a. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, bo raczej nie wierzył w
to co powiedział Harry. Cóż, musi mu uwierzyć, więc…
Odepchnął
Mistrza Eliksirów i stanął naprzeciwko Dracona, patrząc mu prosto w oczy.
Trudno, skoro już to raz zrobili… Oplótł rękami szyję ślizgona i przylgnął
wargami do jego warg. Poczuł coś w stylu… magii. Bardzo przyjemnej magii. Kiedy
jakieś pół roku temu całował się z Cho, nie czuł tego. Malfoy zaczął
odwzajemniać pocałunki i robił to w tak wspaniały sposób, że Harry pragnął
nigdy nie przestawać… Cały świat przestał go obchodzić. Zatopił się w cudownym
smaku ust blondyna i cały czas pragnął więcej i więcej, więc całował coraz
łapczywiej. Po chwili opamiętał się i delikatnie się odsunął. Nie mógł
zaprzeczyć. To było cudowne…
Spojrzał na
Snape’a, który miał teraz naprawdę dziwną miną. Jego usta były lekko
rozchylone, a oczy wydawały się większe niż zazwyczaj. Mężczyzna wziął głęboki,
zamknął usta i wyszedł z pokoju w milczeniu.
-Dziękuję
ci… kochanie -powiedział szarooki z szerokim uśmiechem.
-Ej!
Obroniłem cię przed nim, a ty mi się tak odwdzięczasz? - powiedział z wyrzutem.
Zresztą wiedział, że tak będzie. Teraz Malfoy ni da mu tak szybko spokoju.
-Przepraszam
cię, słońce… -zaśmiał się cicho. -Jesteś
głodny? Poważnie pytam, bo ja jestem.
-No…
-zastanowił się chwilę. -Trochę.
-Chodź na
dół do kuchni, to zrobię nam kanapki - powiedział i ruszył w stronę drzwi.
-Ale…
-wskazał palcem na swoją głowę. -Ten bandaż…
-Zdejmij go.
Snape cię okłamał, bo chciał, żebyś leżał całą noc w łóżku i nie przeszkadzał mu w jego… planach.
-ostatnie słowo wypowiedział dość niepewnie. -Rana na pewno się już zagoiła.
Harry jednym
szybko odwinął z głowy materiał i trzymał go w ręce.
-Zostaw to
na łóżku… Potem i tak tu będę musiał posprzątać.
Harry’ego
zdziwiła jedna rzecz… W pokoju było naprawdę czysto, ślizgon chciał tam
sprzątać… Cóż, jego sprawa.
Obaj zeszli
do kuchni. W domu nie było już ani śladu po Severusie. Musiał być tak wściekły,
że chciał stąd wyjść jak najszybciej. Harry usiadł przy stole, a Draco zaczął
robić kanapki z serem. Zielonooki obserwował go uważnie. Co chwila zerkał na
bruneta i oblizywał wargi w niezwykle seksowny sposób. Kiedy już skończył
postawił talerz z kilkoma kanapkami na stole i usiadł na przeciwko gryfona.
Harry zjadł
dwie kanapki w milczeniu. Ślizgon zjadł tylko jedną, pewnie dlatego, że „jest
na diecie”.
-Smakowało
ci, skarbie? - zapytał kpiąco blondyn.
Harry
postanowił, że trochę się powygłupia, bo czemu Malfoy może sobie żartować, a on
nie?
-Oczywiście,
misiaczku… W końcu to ty zrobiłeś te kanapki, więc musiały być pyszne -
odpowiedział z uśmiechem.
-To dobrze…
Lubię kiedy jesteś zadowolony, cukiereczku - uśmiech szarookiego był… uroczy?
Tak przynajmniej się wydawało.
-A
zadowolisz mnie jeszcze bardziej? - to było pierwsze, co przyszło mu do głowy.
Miał nadzieję, że Malfoy nie weźmie sobie tego
zbyt do serca.
-Och, zrobię
co tylko zechcesz… - teraz jego uśmiech nie był już taki uroczy, a raczej
figlarny.
Harry wstał,
a Draco zrobił to samo. Odeszli trochę
od stołu i przybliżyli się do siebie. Miał złe przeczucia… Pewnie zdarzy się
coś niepotrzebnego. Jednak przecież oni tylko sobie żartują…
-Kocham cię,
Draco! Jesteś dla mnie najważniejszy! Nie potrafiłbym bez ciebie żyć!
-gestykulował i poruszał się tak, jakby grał w teatrze.
-Kocham cię!
Wszystko ci oddam! O cokolwiek poprosisz… - Malfoy też był niezłym aktorem.
Blondyn
podszedł do niego jeszcze bliżej i rozpiął mu rozporek i guzik, więc spodnie
opadły mu aż do kolan. Stał w bokserkach ze spodniami w okolicach kolan, a
blondyn na niego patrzy. Ta myśl wywołała u niego rumieńce, jednak po chwili
wymyślił coś… ciekawego.
-Draco…
mocniej… Poruszaj szybciej tą ręką… Błagam… tak bardzo tego pragnę… -wyjęczał.
Miał nadzieję, że Malfoy zrozumie o co mu chodzi. Nie mylił się. Ślizgon ułożył
rękę w odpowiedni sposób w okolicach jego krocza i zaczął nią poruszać. Na
szczęście ani razu nie dotknął Harry’ego.
-Och… To
takie przyjemne! - sam nie wiedział, co strzeliło mu do głowy. Blondyn zaczął
chichotać, a gryfon tylko szeroko się uśmiechnął.
Odchylił
głowę do tyłu, udając, że za chwilę…
Jednak w tej
chwili stało coś, czego się nie spodziewał. Nawet nie wiedział kiedy znalazł
się w objęciach Malfoya. Poczuł to znowu… Znowu smak jego ust… Tylko, że tym
razem pocałunki były bardziej brutalne. Blondyn nie udawał. On naprawdę chciał
to czuć. Skoro to dla ich obu było takie przyjemne, to czemu nie…?
Harry poczuł
za sobą stół. Momentalnie został na niego popchnięty przez Malfoya. Hm… Leżał
na stole. Blondyn chwilę później położył się na nim i ponownie zaczął miażdżyć
jego wargi swoimi.
Usłyszał
jakby skrzypienie drzwi… Nie… Zdawało mu
się…
Dalej
namiętnie całował te słodkie usta.
-Boże!
-usłyszał krzyk. To już mu się na pewno nie wydawało.
Draco szybko
z niego zszedł i mógł zobaczyć, kto tak krzyczał. Stał przed nimi Lupin, z miną
wręcz nie do opisania. Usta mu drgały, oczy sprawiały wrażenie, jakby za chwilę
miały wypaść z oczodołów.
-To… nie tak
jak myślisz… Naprawdę… -wyjąkał cały się rumieniąc, z resztą podobnie jak
blondyn. Jednak jak miał wytłumaczyć, że leżał na stole całując się Malfoyem w
dodatku ze spodniami zsuniętymi do kolan. Remus pewnie teraz myśli, że on i
Draco chcieli właśnie… Nie, nie, nie! Nie zrobiłby tego! Nigdy!
Nie chcąc
się tłumaczyć, zapiął spodnie, wybiegł z kuchni i udał się do swojego pokoju.
Wziął szybki prysznic, jednak tym razem nawet nie pomyślał o tym, żeby umyć
zęby. Chciał czuć ten smak… Ten cudowny smak ust Malfoya… Jego największego
wroga… Jednak czy można go jeszcze nazywać wrogiem…?
Nie potrafił
teraz odpowiedzieć sobie na to pytanie, więc zasnął rozmyślając nad tym…
HAHAHAHA Ale jaja xDDD Nie no chyba tylko ja śmiałam się czytając :D Piszesz świetnie, i bardzo podobają mi się twoje
OdpowiedzUsuńpomysły xD
#Tonks
Czemu dopiero teraz znalazłam ten blog? Kocham i uwielbiam! <3
OdpowiedzUsuń