Czarna koszulka i jasne spodnie czy żółta
koszulka i czarne spodnie? Hmm… Ciężki wybór.
-A może…
Zaraz, gdzie ona może być…? -Harry zaczął ponownie grzebać w swojej szafie.
-Jest!
Wyciągnął z
uśmiechem na ustach różowy T-shirt. Jeszcze nigdy go nie zakładał, bo wyglądał
w nim jak… no właśnie, pedał. Więc dlaczego teraz chce go założyć? Nie mógł
uwierzyć, ale kiedy tylko wstał ubzdurał sobie, że musi dzisiaj cudownie
wyglądać. Dlaczego? Ponieważ… Właściwie nie potrafił tego zrozumieć. Z jednej
strony był wściekły na siebie, za to, co wczoraj wyczyniał z Malfoy’em… Ale z
drugiej strony… nareszcie spróbował czegoś zupełnie innego. W końcu przestał
myśleć tylko o problemach i okropnych rzeczach, które go spotkały. Czuł się
beztroski, szczęśliwy… Czyżby się
zakochał? Ta myśl trochę go
przeraziła. Czy to możliwe, żeby zakochał się w chłopaku? W Malfoy’u? W tym paskudnym
ślizgonie? W sumie Draco nie był taki najgorszy… Przystojny, wysportowany,
mądry. No i w ogóle miał w sobie ‘to coś’. Nie miał pojęcia co, ale spostrzegł
to dopiero przez ostatnie wydarzenia. Nie mógł przecież przestać myśleć o
ślizgonie, a to nie jest normalne… Mimo wszystko jak mógłby wyglądać ich
związek? Romantyczne spacery, kolacje przy świecach, mnóstwo czułych słówek?
Ale czy Malfoy jest do czegoś takiego zdolny? I czy w ogóle on, Harry Potter,
potrafiłby być taki czuły i romantyczny…? Nawet jeśli, to… co by powiedzieli
Ron i Hermiona? I inni gryfoni? W ogóle cała szkoła? Takiego czegoś nie dałoby
się ukryć. Wszyscy by się dowiedzieli… To byłby koszmar…
Nie! Musi
natychmiast wybić sobie z głowy te głupoty. Nie jest przecież gejem! Jest
normalnym nastolatkiem! Tak, i w tym roku na pewno znajdzie sobie dziewczynę i
będzie z nią szczęśliwy!
Nagle
usłyszał pukanie do drzwi.
-Proszę
-powiedział bez zastanowienia.
W drzwiach
ukazał się przystojny blondyn o cudownych szarych oczach. Miał na sobie obcisłe
czarne spodnie i tak samo obcisłą koszulkę w tym samym kolorze. Och… On jest
taki… idealny… Nie! Nie wolno mu tak myśleć! Malfoy jest wstrętny! Tak! Ale… po
co ma samego siebie okłamywać…?
-Potter,
kontaktujesz? - głos blondyna wyrwał go z zadumy.
Zorientował
się, że cały czas gapił się tępo na Dracona… W dodatku… Cholera! Przecież jest
w samych bokserkach! I… zaraz, przecież jeszcze przed chwilą trzymał ręku ten
różowy T-shirt. Jest, leży na podłodze obok jego stóp… W takim razie nawet nie
zauważył kiedy wyślizgnął mu się z dłoni.
Poukładał
sobie to wszystko w głowie i stwierdził, że to wszystko musi naprawdę głupio
wyglądać z perspektywy Malfoy’a. Poczuł,
że się rumieni, ale nie delikatnie, bo policzki naprawdę go piekły.
-Och widzę,
że usiłujesz się ubrać -powiedział szarooki z trochę złośliwym uśmieszkiem.
-Cóż pomogę ci…
Ślizgon
zaczął przekopywać jego ubrania z zniesmaczona miną.
-Skąd ty
wziąłeś te szmaty, Potter? - mruknął pod nosem.
Harry nie
wiedział co ma zrobić, więc przyglądał się uważnie Draconowi. Miał w głowie
pustkę. Nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
Po chwili
blondyn wyciągnął z szafy obcisłe czarne spodnie. Hermiona mówiła mu, że takie
spodnie to rurki. Głupia nazwa… Mówiła też żeby lepiej ich zakładał, ponieważ
chłopcy rzadko w takich chodzą…
-Te spodnie
i… -podszedł do gryfona i podniósł różową koszulkę. - …to. Uwierz mi, że
będziesz dobrze wyglądał -powiedział z uśmiechem.
Odłożył
ubranie na krzesło stojące w rogu pokoju. Harry myślał, że będzie kazał mu się
ubrać, ale… Nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, więc trochę się niepokoił.
-Uważam
jednak, że lepiej wyglądasz w obecnym stroju - wyszeptał blondyn powoli do
niego podchodząc. Miał wrażenie, że zaraz może stać się coś, czego by nie
chciał. Był coraz bliżej i bliżej…
Kiedy poczuł
jego chłodne na swojej nagiej klatce piersiowej, aż drgnął, ponieważ nikt
jeszcze nie dotykał w taki sposób… Palce
chłopaka zaczęły ostrożnie przesuwać się po jego ciele w stronę brzucha, a
potem znowu w górę. Harry patrzył na ścianę, ponieważ nie potrafił spojrzeć na
Malfoya.
Powinien
stąd uciec! I to jak najszybciej!
-Potter,
spójrz na mnie… -wyszeptał mu do ucha.
Brunet nie
potrafił się powstrzymać. Spojrzał prosto w szare oczy ślizgona. Ich twarze
znalazły się tak blisko siebie, że nosy prawie się stykały. Nie minęło kilka
sekund, a Draco przylgnął wargami do jego warg. Harry czuł, że umie się temu
opierać. Serce zaczęło mu bić nienaturalnie szybko, a oddech stał się nierówny.
Cóż… Musi spojrzeć prawdzie w oczy.
Pragnie Malfoya i to bardzo…
Gryfon
oplótł rękami szyję Dracona i zaczął odwzajemniać pocałunki. Ręce szarookiego cały czas
błądziły to po brzuchu, to po jego klatce piersiowej. Harry w tej chwili miał
gdzieś to wszystko co wcześniej postanowił. Nie sobie inni myślą, co chcą, bo…
och! Wszystkie myśli uleciały z jego głowy, kiedy poczuł jak Draco wsuwa swój wilgotny
i gorący język głęboko do jego ust. Był tak zszokowany tym doznaniem, że nawet
nie zauważył, że blondyn zaczął go delikatnie popychać w stronę łóżka. Zanim
odzyskał świadomość, leżał na pościeli , a Draco klęczał między jego nogami.
Poczuł się
naprawdę niepewnie. Co ślizgon zamierza teraz zrobić? Sądząc po jego
delikatnym, ale jednak złośliwym uśmieszku, może mu to się nie spodobać.
Z
niedowierzaniem obserwował jak szarooki ściąga z siebie koszulkę, rozpina
spodnie i zsuwa je aż do kolan. Miał wrażenie, że to wszystko sen. Ale dobry
czy zły? Hmm… Niby właśnie tego chciał… Chciał jego bliskości… czułości… Ale
coś tu było nie tak. Nie był do końca szczęśliwy. Czegoś mu brakowało. Tylko
czego? Miłości…? Ale czy w ogóle miłość istnieje? Może i istnieje, ale w
tej chwili jej nie czuł. On przecież nie
kochał Dracona. Po prostu się w nim
zauroczył. W takim razie…
Och! Znowu
to samo! Znowu nowe, zupełnie inne odczucie. Malfoy przylgnął swoim prawie
nagim ciałem do jego ciała, napierając na niego swoim ciężarem. Zanim
zdążył się do tego przyzwyczaić poczuł
język blondyna na swojej klatce piersiowej, który pozostawiał po sobie mokre
ślady niczym ślimak.
Jęknął dość
głośno ponieważ nie mógł już się powstrzymać. Leżał bezczynnie, poddając się
pieszczotom, ponieważ nic innego nie potrafił zrobić. To było takie cudowne.
Jeszcze nigdy tak się nie czuł. Nie wiedział, że można odczuwać tyle emocji w
jednej chwili. Był jednocześnie szczęśliwy i zły na siebie, trochę smutny i…
właściwie nie wiedział co jeszcze czuje. To chyba… pożądanie. Głównie nim się
kierował. Właściwie tylko nim. Myśli, żeby stąd jak najszybciej uciec, wyrwać
się Malfoyowi, zakończyć to wszystko… bardzo szybko wyparowywały mu z głowy.
Liczył się tylko dotyk języka szarookiego na jego skórze.
Nagle wydał
z siebie dziwny odgłos. Coś pomiędzy piskiem a głośnym, ale krótkim jękiem.
Blondyn zahaczył językiem o jego sutek. Harry nie miał pojęcia, że to może być
tak przyjemne. W dodatku on zrobił to jeszcze raz… i jeszcze raz… Miał
wrażenie, że zaraz oszaleje z podniecenia. Przyjemne dreszcze podrygiwały całym
jego ciałem. Och, to za dużo… Zdecydowanie za dużo…
-Malfoy… Nie
rób mi tak… Proszę - powiedział między jękami i lekkim dyszeniem. Jednak
ślizgon zdawał się tego nie usłyszeć. Albo udawał, że nie słyszy.
-Malfoy…
-nie dokończył, ponieważ nie był w tym momencie wydusić z siebie ani słowa.
Zęby blondyna delikatnie zacisnęły się na jego sutku. Nie potrafił nic zrobić.
Nie miał pojęcia, że można umierać z przyjemności.
Odpłynął… Po
prostu się poddał. Nie miał siły dalej
opierać się chłopakowi. Zamknął oczy
i skupiał się na każdej pieszczocie, która była na nim stosowana. Cały
czas czuł gorący język ślizgona, coraz niżej i niżej… W tym momencie gdzieś w
okolicach pępka. Miał wrażenie, że blondyn chce smakować jego ciała, każdego
jego fragmentu. Nie zamierzał otwierać oczu. Czuł się tak wspaniale… Nie trwało
to jednak długo.
Zszokowany
otworzył oczy z głośnym krzykiem. On… ręka Dracona… dotykał go… o Merlinie…
TAM! Potrzebował kilku sekund, żeby zrozumieć, co się właśnie dzieje. Spojrzał
szeroko otwartymi oczami na Malfoya, który z zapałem masował go przez bokserki.
Obserwował z przerażeniem jak powoli
wsuwa dłoń pod materiał. I… Boże! Palce mocno zacisnęły się na jego
członku i powoli zaczęły się przesuwać… w górę… i w dół…
Nie. Nie.
NIE!!
Harry poczuł
w sobie ogromną siłę. Nie chciał tego. Naprawdę tego nie chciał. Dopiero teraz
to sobie uświadomił. Musi stąd uciec!
Zepchnął z
siebie blondyna najmocniej jak potrafił. W rezultacie szarooki spadł na
podłogę, chyba krzycząc coś w rodzaju : „-Ała, moja noga!”. Ale brunet w ogóle
nie zwracał na niego uwagi. Priorytetem była ucieczka, tak, natychmiastowa
ucieczka.
Zszedł, a
właściwie zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju na korytarz. Już wiedział gdzie
się schowa. Wbiegł po schodach piętro wyżej i otworzył drzwi od pokoju, do
którego nikt już dawno nie wchodził. Nazywał to pomieszczenie „graciarnią” ,
ponieważ wszystkie rzeczy, które nie zostały wyrzucone, a nie są w ogóle
potrzebne, znajdują się właśnie tu. Wszędzie był brud i kurz, jednak jemu nie
przeszkadzało. Chciał być po prostu sam…
Zamknął
drzwi na klucz, więc miał pewność, że nikt tu nie wejdzie. Usiadł na jakimś
starym, brudnym fotelu i tępo patrzył w ciemność. Był tak wystraszony, że jego podniecenie dawno opadło.
Nie rozumiał
tego, co się przed chwilą stało. Dlaczego? Dlaczego to zrobił, a właściwie
dlaczego pozwolił, żeby Malfoy mu to zrobił? Dopiero teraz zrozumiał, jak
bardzo się upokorzył. Co teraz będzie? Merlinie, w co on się wpakował…?
Po jego policzku
popłynęła łza… i następna… i kolejne… Czuł się strasznie rozbity. Obwiniał się
za swoją ogromną głupotę. Jednak teraz już za późno. Pójście we wrześniu do
Hogwartu było dla niego czymś nierealnym. Pff… on nawet nie wyobrażał sobie, że
może wyjść z tej „ciemni”. Już nigdy nie będzie mógł spojrzeć na Dracona. Po
prostu nie da rady. Na nikogo nie będzie mógł spojrzeć. Czuł, że wrażenie, że
jest brudnym śmieciem nie minie mu.
W tym
momencie coś w nim pękło. Jakaś bariera, granica. Zaczął płakać, ale tak
zwyczajnie. Krzyczał i wył z powodu wewnętrznego bólu. Nie potrafił go znieść.
Miał wrażenie, że coś rozrywa jego duszę na kawałki. Zniszczył wszystko. Całe
swoje życie. Został wykorzystany przez swojego największego szkolnego wroga.
Jedyną mądrą rzeczą, którą zrobił było to, że stamtąd uciekł… Nie wiadomo co by
się mogło stać, gdyby tego nie zrobił.
Przez długi czas szlochał, siedząc bezczynnie. Nie
widział już żadnych powodów do kontynuowania swojego życia. Nie chciał
pocieszenia, współczucia, a nawet czyjegokolwiek towarzystwa. Po prostu nie
chciał niczego, może poza cofnięciem czasu.
Nawet nie
wiedział kiedy jego powieki mimowolnie się zamknęły. Był tak wykończony
psychicznie i mimo tego, że jest dopiero ranek, zasnął.
***
-Jak mogłeś
to zrobić?! - ze snu wyrwały go krzyki. Nie miał pojęcia skąd dokładnie
pochodzą, jednak na pewno osoba lub osoby, które się tak głośno zachowują, są w
tym domu.
-Do cholery
jasnej! Mam to gdzieś, że mnie przepraszasz! Kolejny raz udowodniłeś, że jesteś
beznadziejny! -znów usłyszał ten sam męski głos. Zaraz… To przecież… Snape!
Kompletnie
zapomniał o wszystkim, co się wydarzyło. Pomimo, że miał stąd już nigdy nie
wychodzić, w pośpiechu otworzył drzwi i wybiegł na korytarz. Nagle usłyszał
głośny krzyk i coś w rodzaju płaczu. To oczywiste! Draco!
W
błyskawicznym tempie przy użyciu schodów znalazł się piętro niżej i… zobaczył.
Jeszcze
nigdy nie widział Malfoya w tak okropnym stanie. Siedział przerażony na
podłodze, oparty plecami o ścianę. Jego łzy mieszały się z krwią, która ciekła
mu z nosa. I… miał gips na jednej z nóg… Był bardzo skąpo ubrany, bo tak samo
jak Harry tylko w samą bieliznę. Blondyn wyglądał tak żałośnie… Gryfon miał go
ochotę teraz przytulić, ale było nie możliwe, ponieważ…
Stał nad
nim. Wstrętny, odziany w czarne szaty nietoperz. Jak do cholery Snape się tutaj
dostał?! Profesor odwrócił się do niego i zmierzył kpiącym spojrzeniem. Do tego
uśmiechnął się wrednie.
Sadysta!
Jebany sadysta! To nie jest człowiek! To ohydna bestia!
Czuł jak
złość się w nim gotuje. Najchętniej zabiłby teraz tego obślizgłego drania. Nie
wiedział co powiedzieć. Nie mógł znaleźć słów, którymi mógłby wyzwać Snape’a ,
bo każde przekleństwo jakie znał, wydawało się zbyt łagodne. Nie wytrzymałby
dłużej, wiec pokierował się emocjami.
Podszedł do
Mistrz Eliksirów, zamachnął się ręką i z całej siły uderzył mężczyznę w twarz.
Patrzył na
profesora, na jego bladą twarz i czerwieniący się od uderzenia policzek. Miał
wrażenie, że w tej chwili wszystko dzieje
się jakoś tak… w zwolniony tempie. Wszystkie myśli odparowały z jego głowy i nie miał pojęcia co się dzieje…
Jednak
szybko powrócił do rzeczywistości. Został popchnięty i przyciśnięty do ściany,
a jedyne co widział to wściekłą twarz Snape’a .
-Jak
śmiałeś?! Bezczelny gówniarzu! Nie miał kto cię wychować?! Ja się tym z
przyjemnością zajmę! -krzyknął gryfonowi prosto w twarz. Zanim Harry zdążył
cokolwiek zrobić , mężczyzna przyłożył mu różdżkę do gardła.
Super! Po
prostu świetnie! I co ma teraz zrobić?!
Najchętniej kopnąłby tego kretyna, ale wiedział, że to może się źle skończyć.
Ale i tak będzie źle. Snape jest zdolny do wszystkiego, więc nie wiedział czego
może się spodziewać.
Nagle
mężczyzna odsunął się od niego i szepnął coś, dalej celując różdżką w jego szyję. Poczuł jakiś dziwny dreszcz. Z
każdą chwilą stawał się on bardziej intensywny. Jednak w jednym momencie
zmienił się w straszliwy ból, który przeszywał całe jego ciało. To było
okropne. Na pewno nie był to Cruciatus, ale jednak coś równie okrutnego. Nie
miał siły już dłużej ustać na nogach, więc upadł i zaczął zwijać się z bólu,
krzycząc przy tym i jęcząc żałośnie. Jego mózg skupił się na tylko jednej myśli
: „Żeby to się już skończyło!”. Jednak było coraz gorzej. Poczuł, że jego usta
czymś się wypełniają. Po chwili musiał to wypluć, żeby się nie udusić.
Przeraził się, kiedy zobaczył na podłodze czerwoną plamę. Cholera! To jest
krew! Czy Snape chce go wykończyć?!
Uniósł lekko
twarz i spojrzał na odzianą w czerń wysoką postać, która sterczała nad nim i
wpatrywała się w niego z satysfakcją. Chciał powiedzieć coś naprawdę
obraźliwego do tego tłustowłosego drania, jednak nie mógł, gdyż musiał pozbyć
się z ust kolejnej porcji krwi. Nie miał już siły… Czuł się coraz słabiej. Po
jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Powoli przestawał odczuwać ból. Krew…
wszędzie była krew… ale jego to nie obchodziło. Robiło się coraz ciemniej…
Usypiał… tak… Nareszcie skończy się ta męka…
-Severusie!
-usłyszał krzyk. A może mu się to śni? I kto tak krzyczy? I w ogóle jaki
Severus? -Co ty do cholery zrobiłeś?! - nieładnie tak przeklinać…
***
Ciemność… Czarna pustka… Jednak nie trwała ona długo.
Światło było tak jasne, że miał wrażenie, że wypala jego oczy. Po chwili, kiedy
mógł już cokolwiek zobaczyć, uznał, że
jest w jakimś pomieszczeniu. Minęło kilka sekund i mógł już stwierdzić fakty.
Otóż jest w swoim pokoju, nie ma tu
nikogo oprócz niego, jest bardzo osłabiony, ma na sobie ciepły sweter i
spodnie, a na pewno tego nie zakładał, leży w łóżku i nie wie co dalej robić,
bo… Snape… no i Draco… Tak właściwie nie miał pojęcia, co się stało, bo znał
tylko fragmenty tego wszystkiego. Czemu Snape był w jego domu? Co zrobił
Malfoyowi? Dlaczego i za co? Komu zawdzięcza, że jest tutaj i żyje? W ogóle o
co tutaj chodzi?
Miał za dużo pytań, żeby siedzieć bezczynnie w pokoju.
Powoli, trochę chwiejnym krokiem wyszedł
na korytarz. Usłyszał z dołu jakąś rozmowę. Podszedł bliżej schodów,
żeby trochę podsłuchać i usłyszał z kuchni głos Remusa. Był pewien, że to Lupin
i Draco… ale w sumie to czym oni mogliby teraz rozmawiać? Przysłuchał się
uważnie i o mało co się nie przewrócił po tym odkryciu. Otóż ten… oj, wiele
można by użyć epitetów pod jego adresem… Ale… dlaczego Snape jest w kuchni i
rozmawia z Lupinem?!
To coś naprawdę nienormalnego… Z tego powodu postanowił
posłuchać , o czym rozmawiają.
Jednak potem bardzo tego żałował…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz