poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 5



 Czarna koszulka i jasne spodnie czy żółta koszulka i czarne spodnie? Hmm… Ciężki wybór.
-A może… Zaraz, gdzie ona może być…? -Harry zaczął ponownie grzebać w swojej szafie. -Jest!
Wyciągnął z uśmiechem na ustach różowy T-shirt. Jeszcze nigdy go nie zakładał, bo wyglądał w nim jak… no właśnie, pedał. Więc dlaczego teraz chce go założyć? Nie mógł uwierzyć, ale kiedy tylko wstał ubzdurał sobie, że musi dzisiaj cudownie wyglądać. Dlaczego? Ponieważ… Właściwie nie potrafił tego zrozumieć. Z jednej strony był wściekły na siebie, za to, co wczoraj wyczyniał z Malfoy’em… Ale z drugiej strony… nareszcie spróbował czegoś zupełnie innego. W końcu przestał myśleć tylko o problemach i okropnych rzeczach, które go spotkały. Czuł się beztroski, szczęśliwy… Czyżby się  zakochał? Ta myśl trochę  go przeraziła. Czy to możliwe, żeby zakochał się w chłopaku? W Malfoy’u? W tym paskudnym ślizgonie? W sumie Draco nie był taki najgorszy… Przystojny, wysportowany, mądry. No i w ogóle miał w sobie ‘to coś’. Nie miał pojęcia co, ale spostrzegł to dopiero przez ostatnie wydarzenia. Nie mógł przecież przestać myśleć o ślizgonie, a to nie jest normalne… Mimo wszystko jak mógłby wyglądać ich związek? Romantyczne spacery, kolacje przy świecach, mnóstwo czułych słówek? Ale czy Malfoy jest do czegoś takiego zdolny? I czy w ogóle on, Harry Potter, potrafiłby być taki czuły i romantyczny…? Nawet jeśli, to… co by powiedzieli Ron i Hermiona? I inni gryfoni? W ogóle cała szkoła? Takiego czegoś nie dałoby się ukryć. Wszyscy by się dowiedzieli… To byłby koszmar…
Nie! Musi natychmiast wybić sobie z głowy te głupoty. Nie jest przecież gejem! Jest normalnym nastolatkiem! Tak, i w tym roku na pewno znajdzie sobie dziewczynę i będzie z nią szczęśliwy!
Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
-Proszę -powiedział bez zastanowienia.
W drzwiach ukazał się przystojny blondyn o cudownych szarych oczach. Miał na sobie obcisłe czarne spodnie i tak samo obcisłą koszulkę w tym samym kolorze. Och… On jest taki… idealny… Nie! Nie wolno mu tak myśleć! Malfoy jest wstrętny! Tak! Ale… po co ma samego siebie okłamywać…?
-Potter, kontaktujesz? - głos blondyna wyrwał go z zadumy.
Zorientował się, że cały czas gapił się tępo na Dracona… W dodatku… Cholera! Przecież jest w samych bokserkach! I… zaraz, przecież jeszcze przed chwilą trzymał ręku ten różowy T-shirt. Jest, leży na podłodze obok jego stóp… W takim razie nawet nie zauważył kiedy wyślizgnął mu się z dłoni.
Poukładał sobie to wszystko w głowie i stwierdził, że to wszystko musi naprawdę głupio wyglądać  z perspektywy Malfoy’a. Poczuł, że się rumieni, ale nie delikatnie, bo policzki naprawdę go piekły.
-Och widzę, że usiłujesz się ubrać -powiedział szarooki z trochę złośliwym uśmieszkiem. -Cóż pomogę ci…
Ślizgon zaczął przekopywać jego ubrania z zniesmaczona miną.
-Skąd ty wziąłeś te szmaty, Potter? - mruknął pod nosem.
Harry nie wiedział co ma zrobić, więc przyglądał się uważnie Draconowi. Miał w głowie pustkę. Nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
Po chwili blondyn wyciągnął z szafy obcisłe czarne spodnie. Hermiona mówiła mu, że takie spodnie to rurki. Głupia nazwa… Mówiła też żeby lepiej ich zakładał, ponieważ chłopcy rzadko w takich chodzą…
-Te spodnie i… -podszedł do gryfona i podniósł różową koszulkę. - …to. Uwierz mi, że będziesz dobrze wyglądał -powiedział z uśmiechem.
Odłożył ubranie na krzesło stojące w rogu pokoju. Harry myślał, że będzie kazał mu się ubrać, ale… Nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, więc trochę się niepokoił.
-Uważam jednak, że lepiej wyglądasz w obecnym stroju - wyszeptał blondyn powoli do niego podchodząc. Miał wrażenie, że zaraz może stać się coś, czego by nie chciał. Był coraz bliżej i bliżej…
Kiedy poczuł jego chłodne na swojej nagiej klatce piersiowej, aż drgnął, ponieważ nikt jeszcze nie dotykał w taki sposób…  Palce chłopaka zaczęły ostrożnie przesuwać się po jego ciele w stronę brzucha, a potem znowu w górę. Harry patrzył na ścianę, ponieważ nie potrafił spojrzeć na Malfoya.
Powinien stąd uciec! I to jak najszybciej!
-Potter, spójrz na mnie… -wyszeptał mu do ucha.
Brunet nie potrafił się powstrzymać. Spojrzał prosto w szare oczy ślizgona. Ich twarze znalazły się tak blisko siebie, że nosy prawie się stykały. Nie minęło kilka sekund, a Draco przylgnął wargami do jego warg. Harry czuł, że umie się temu opierać. Serce zaczęło mu bić nienaturalnie szybko, a oddech stał się nierówny. Cóż… Musi  spojrzeć prawdzie w oczy. Pragnie Malfoya i to bardzo…
Gryfon oplótł rękami szyję Dracona i zaczął odwzajemniać  pocałunki. Ręce szarookiego cały czas błądziły to po brzuchu, to po jego klatce piersiowej. Harry w tej chwili miał gdzieś to wszystko co wcześniej postanowił. Nie sobie inni myślą, co chcą, bo… och! Wszystkie myśli uleciały z jego głowy, kiedy poczuł jak Draco wsuwa swój wilgotny i gorący język głęboko do jego ust. Był tak zszokowany tym doznaniem, że nawet nie zauważył, że blondyn zaczął go delikatnie popychać w stronę łóżka. Zanim odzyskał świadomość, leżał na pościeli , a Draco klęczał między jego nogami.
Poczuł się naprawdę niepewnie. Co ślizgon zamierza teraz zrobić? Sądząc po jego delikatnym, ale jednak złośliwym uśmieszku, może mu to się nie spodobać.
Z niedowierzaniem obserwował jak szarooki ściąga z siebie koszulkę, rozpina spodnie i zsuwa je aż do kolan. Miał wrażenie, że to wszystko sen. Ale dobry czy zły? Hmm… Niby właśnie tego chciał… Chciał jego bliskości… czułości… Ale coś tu było nie tak. Nie był do końca szczęśliwy. Czegoś mu brakowało. Tylko czego? Miłości…? Ale czy w ogóle miłość istnieje? Może i istnieje, ale w tej  chwili jej nie czuł. On przecież nie kochał Dracona. Po prostu się  w nim zauroczył. W takim razie…
Och! Znowu to samo! Znowu nowe, zupełnie inne odczucie. Malfoy przylgnął swoim prawie nagim ciałem do jego ciała, napierając na niego swoim ciężarem. Zanim zdążył  się do tego przyzwyczaić poczuł język blondyna na swojej klatce piersiowej, który pozostawiał po sobie mokre ślady niczym ślimak.
Jęknął dość głośno ponieważ nie mógł już się powstrzymać. Leżał bezczynnie, poddając się pieszczotom, ponieważ nic innego nie potrafił zrobić. To było takie cudowne. Jeszcze nigdy tak się nie czuł. Nie wiedział, że można odczuwać tyle emocji w jednej chwili. Był jednocześnie szczęśliwy i zły na siebie, trochę smutny i… właściwie nie wiedział co jeszcze czuje. To chyba… pożądanie. Głównie nim się kierował. Właściwie tylko nim. Myśli, żeby stąd jak najszybciej uciec, wyrwać się Malfoyowi, zakończyć to wszystko… bardzo szybko wyparowywały mu z głowy. Liczył się tylko dotyk języka szarookiego na jego skórze.
Nagle wydał z siebie dziwny odgłos. Coś pomiędzy piskiem a głośnym, ale krótkim jękiem. Blondyn zahaczył językiem o jego sutek. Harry nie miał pojęcia, że to może być tak przyjemne. W dodatku on zrobił to jeszcze raz… i jeszcze raz… Miał wrażenie, że zaraz oszaleje z podniecenia. Przyjemne dreszcze podrygiwały całym jego ciałem. Och, to za dużo… Zdecydowanie za dużo…
-Malfoy… Nie rób mi tak… Proszę - powiedział między jękami i lekkim dyszeniem. Jednak ślizgon zdawał się tego nie usłyszeć. Albo udawał, że nie słyszy.
-Malfoy… -nie dokończył, ponieważ nie był w tym momencie wydusić z siebie ani słowa. Zęby blondyna delikatnie zacisnęły się na jego sutku. Nie potrafił nic zrobić. Nie miał pojęcia, że można umierać z przyjemności.
Odpłynął… Po prostu się poddał. Nie miał siły dalej  opierać się chłopakowi. Zamknął oczy  i skupiał się na każdej pieszczocie, która była na nim stosowana. Cały czas czuł gorący język ślizgona, coraz niżej i niżej… W tym momencie gdzieś w okolicach pępka. Miał wrażenie, że blondyn chce smakować jego ciała, każdego jego fragmentu. Nie zamierzał otwierać oczu. Czuł się tak wspaniale… Nie trwało to jednak długo.
Zszokowany otworzył oczy z głośnym krzykiem. On… ręka Dracona… dotykał go… o Merlinie… TAM! Potrzebował kilku sekund, żeby zrozumieć, co się właśnie dzieje. Spojrzał szeroko otwartymi oczami na Malfoya, który z zapałem masował go przez bokserki. Obserwował z przerażeniem jak powoli  wsuwa dłoń pod materiał. I… Boże! Palce mocno zacisnęły się na jego członku i powoli zaczęły się przesuwać… w górę… i w dół…
Nie. Nie. NIE!!
Harry poczuł w sobie ogromną siłę. Nie chciał tego. Naprawdę tego nie chciał. Dopiero teraz to sobie uświadomił. Musi stąd uciec!
Zepchnął z siebie blondyna najmocniej jak potrafił. W rezultacie szarooki spadł na podłogę, chyba krzycząc coś w rodzaju : „-Ała, moja noga!”. Ale brunet w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Priorytetem była ucieczka, tak, natychmiastowa ucieczka.
Zszedł, a właściwie zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju na korytarz. Już wiedział gdzie się schowa. Wbiegł po schodach piętro wyżej i otworzył drzwi od pokoju, do którego nikt już dawno nie wchodził. Nazywał to pomieszczenie „graciarnią” , ponieważ wszystkie rzeczy, które nie zostały wyrzucone, a nie są w ogóle potrzebne, znajdują się właśnie tu. Wszędzie był brud i kurz, jednak jemu nie przeszkadzało. Chciał być po prostu sam…
Zamknął drzwi na klucz, więc miał pewność, że nikt tu nie wejdzie. Usiadł na jakimś starym, brudnym fotelu i tępo patrzył w ciemność. Był tak wystraszony,  że jego podniecenie dawno opadło.
Nie rozumiał tego, co się przed chwilą stało. Dlaczego? Dlaczego to zrobił, a właściwie dlaczego pozwolił, żeby Malfoy mu to zrobił? Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo się upokorzył. Co teraz będzie? Merlinie, w co on się wpakował…?
Po jego policzku popłynęła łza… i następna… i kolejne… Czuł się strasznie rozbity. Obwiniał się za swoją ogromną głupotę. Jednak teraz już za późno. Pójście we wrześniu do Hogwartu było dla niego czymś nierealnym. Pff… on nawet nie wyobrażał sobie, że może wyjść z tej „ciemni”. Już nigdy nie będzie mógł spojrzeć na Dracona. Po prostu nie da rady. Na nikogo nie będzie mógł spojrzeć. Czuł, że wrażenie, że jest brudnym śmieciem nie minie mu.
W tym momencie coś w nim pękło. Jakaś bariera, granica. Zaczął płakać, ale tak zwyczajnie. Krzyczał i wył z powodu wewnętrznego bólu. Nie potrafił go znieść. Miał wrażenie, że coś rozrywa jego duszę na kawałki. Zniszczył wszystko. Całe swoje życie. Został wykorzystany przez swojego największego szkolnego wroga. Jedyną mądrą rzeczą, którą zrobił było to, że stamtąd uciekł… Nie wiadomo co by się mogło stać, gdyby tego nie zrobił.
Przez  długi czas szlochał, siedząc bezczynnie. Nie widział już żadnych powodów do kontynuowania swojego życia. Nie chciał pocieszenia, współczucia, a nawet czyjegokolwiek towarzystwa. Po prostu nie chciał niczego, może poza cofnięciem czasu.
Nawet nie wiedział kiedy jego powieki mimowolnie się zamknęły. Był tak wykończony psychicznie i mimo tego, że jest dopiero ranek, zasnął.

***
-Jak mogłeś to zrobić?! - ze snu wyrwały go krzyki. Nie miał pojęcia skąd dokładnie pochodzą, jednak na pewno osoba lub osoby, które się tak głośno zachowują, są w tym domu.
-Do cholery jasnej! Mam to gdzieś, że mnie przepraszasz! Kolejny raz udowodniłeś, że jesteś beznadziejny! -znów usłyszał ten sam męski głos. Zaraz… To przecież… Snape!
Kompletnie zapomniał o wszystkim, co się wydarzyło. Pomimo, że miał stąd już nigdy nie wychodzić, w pośpiechu otworzył drzwi i wybiegł na korytarz. Nagle usłyszał głośny krzyk i coś w rodzaju płaczu. To oczywiste! Draco!
W błyskawicznym tempie przy użyciu schodów znalazł się piętro niżej i… zobaczył.
Jeszcze nigdy nie widział Malfoya w tak okropnym stanie. Siedział przerażony na podłodze, oparty plecami o ścianę. Jego łzy mieszały się z krwią, która ciekła mu z nosa. I… miał gips na jednej z nóg… Był bardzo skąpo ubrany, bo tak samo jak Harry tylko w samą bieliznę. Blondyn wyglądał tak żałośnie… Gryfon miał go ochotę teraz przytulić, ale było nie możliwe, ponieważ…
Stał nad nim. Wstrętny, odziany w czarne szaty nietoperz. Jak do cholery Snape się tutaj dostał?! Profesor odwrócił się do niego i zmierzył kpiącym spojrzeniem. Do tego uśmiechnął się wrednie.
Sadysta! Jebany sadysta! To nie jest człowiek! To ohydna bestia!
Czuł jak złość się w nim gotuje. Najchętniej zabiłby teraz tego obślizgłego drania. Nie wiedział co powiedzieć. Nie mógł znaleźć słów, którymi mógłby wyzwać Snape’a , bo każde przekleństwo jakie znał, wydawało się zbyt łagodne. Nie wytrzymałby dłużej, wiec pokierował się emocjami.
Podszedł do Mistrz Eliksirów, zamachnął się ręką i z całej siły uderzył mężczyznę w twarz.
Patrzył na profesora, na jego bladą twarz i czerwieniący się od uderzenia policzek. Miał wrażenie, że w tej chwili wszystko dzieje  się jakoś tak… w zwolniony tempie. Wszystkie myśli odparowały z  jego głowy i nie miał pojęcia co się dzieje…
Jednak szybko powrócił do rzeczywistości. Został popchnięty i przyciśnięty do ściany, a jedyne co  widział  to wściekłą twarz Snape’a .
-Jak śmiałeś?! Bezczelny gówniarzu! Nie miał kto cię wychować?! Ja się tym z przyjemnością zajmę! -krzyknął gryfonowi prosto w twarz. Zanim Harry zdążył cokolwiek zrobić , mężczyzna przyłożył mu różdżkę do gardła.
Super! Po prostu świetnie! I co ma  teraz zrobić?! Najchętniej kopnąłby tego kretyna, ale wiedział, że to może się źle skończyć. Ale i tak będzie źle. Snape jest zdolny do wszystkiego, więc nie wiedział czego może się spodziewać.
Nagle mężczyzna odsunął się od niego i szepnął coś, dalej celując różdżką  w jego szyję. Poczuł jakiś dziwny dreszcz. Z każdą chwilą stawał się on bardziej intensywny. Jednak w jednym momencie zmienił się w straszliwy ból, który przeszywał całe jego ciało. To było okropne. Na pewno nie był to Cruciatus, ale jednak coś równie okrutnego. Nie miał siły już dłużej ustać na nogach, więc upadł i zaczął zwijać się z bólu, krzycząc przy tym i jęcząc żałośnie. Jego mózg skupił się na tylko jednej myśli : „Żeby to się już skończyło!”. Jednak było coraz gorzej. Poczuł, że jego usta czymś się wypełniają. Po chwili musiał to wypluć, żeby się nie udusić. Przeraził się, kiedy zobaczył na podłodze czerwoną plamę. Cholera! To jest krew! Czy Snape chce go wykończyć?!
Uniósł lekko twarz i spojrzał na odzianą w czerń wysoką postać, która sterczała nad nim i wpatrywała się w niego z satysfakcją. Chciał powiedzieć coś naprawdę obraźliwego do tego tłustowłosego drania, jednak nie mógł, gdyż musiał pozbyć się z ust kolejnej porcji krwi. Nie miał już siły… Czuł się coraz słabiej. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Powoli przestawał odczuwać ból. Krew… wszędzie była krew… ale jego to nie obchodziło. Robiło się coraz ciemniej… Usypiał… tak… Nareszcie skończy się ta męka…
-Severusie! -usłyszał krzyk. A może mu się to śni? I kto tak krzyczy? I w ogóle jaki Severus? -Co ty do cholery zrobiłeś?! - nieładnie tak przeklinać…

***

Ciemność… Czarna pustka… Jednak nie trwała ona długo. Światło było tak jasne, że miał wrażenie, że wypala jego oczy. Po chwili, kiedy mógł  już cokolwiek zobaczyć, uznał, że jest w jakimś pomieszczeniu. Minęło kilka sekund i mógł już stwierdzić fakty. Otóż  jest w swoim pokoju, nie ma tu nikogo oprócz niego, jest bardzo osłabiony, ma na sobie ciepły sweter i spodnie, a na pewno tego nie zakładał, leży w łóżku i nie wie co dalej robić, bo… Snape… no i Draco… Tak właściwie nie miał pojęcia, co się stało, bo znał tylko fragmenty tego wszystkiego. Czemu Snape był w jego domu? Co zrobił Malfoyowi? Dlaczego i za co? Komu zawdzięcza, że jest tutaj i żyje? W ogóle o co tutaj chodzi?
Miał za dużo pytań, żeby siedzieć bezczynnie w pokoju. Powoli, trochę chwiejnym krokiem wyszedł  na korytarz. Usłyszał z dołu jakąś rozmowę. Podszedł bliżej schodów, żeby trochę podsłuchać i usłyszał z kuchni głos Remusa. Był pewien, że to Lupin i Draco… ale w sumie to czym oni mogliby teraz rozmawiać? Przysłuchał się uważnie i o mało co się nie przewrócił po tym odkryciu. Otóż ten… oj, wiele można by użyć epitetów pod jego adresem… Ale… dlaczego Snape jest w kuchni i rozmawia z Lupinem?!
To coś naprawdę nienormalnego… Z tego powodu postanowił posłuchać , o czym rozmawiają.
Jednak potem bardzo tego żałował…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz